Nic więc dziwnego, że analitycy – opłacani, aby prawidłowo opisywać perspektywy stojące przez inwestorami – reagują, dopasowując rekomendacje do „nowego poziomu równowagi". Średnia wycen największych giełdowych spółek spadła jednak mniej niż same kursy akcji. Czy to znak, że rynek się myli i wkrótce zobaczymy kolejny wzrost indeksów?

Niekoniecznie. Najlepsi inwestorzy wiedzą, że większość na giełdzie zazwyczaj nie ma racji. Liczy się ten, kto szybciej niż inni przewidzi zmieniający się trend lub zauważy, że dana akcja jest przeceniona. Stąd też bierze się sława funduszy hedgingowych, które potrafią zarobić niemal w każdej sytuacji rynkowej. Jak zatem czytać raporty analityków, którzy podwyższają rekomendację, jednocześnie obniżając cenę docelową? Prostej odpowiedzi nie ma. Wszystko zależy od tego, czy wierzymy w to, że duże gospodarki unikną recesji, czy też w to, że po trzech latach nadejdzie nowa fala kryzysu.

Analitycy nie mogą bez solidnego uzasadnienia założyć, że gospodarka zupełnie wyhamuje. Obniżać (lub podwyższać) będą wyceny stopniowo, w miarę ukazywania się kolejnych danych makro. Inwestorzy nie muszą jednak tego gradacyjnego podejścia brać pod uwagę. Sierpień pokazał, że gdy górę biorą emocję, wyprzedaż może być duża. Część maklerskiej branży żartuje, że rekomendacja „sprzedaj" zaczyna dominować zwykle wówczas, kiedy taniej już być nie może. W trudnych czasach inwestor musi więc wykazać się intuicją, traktując analizy jako jedne z wielu wskazówek.