Gospodarka Niemiec wyraźnie zwalnia, a jak spodziewają się analitycy, wzrost PKB Niemiec może być w przyszłym roku mniej niż jednoprocentowy. Nie jest to dobra wiadomość dla naszych firm (i nas samych) w sytuacji, gdy ponad jedna trzecia wartości i wolumenu naszego handlu zagranicznego jest związana z zachodnim sąsiadem. Tego samego dnia podano dane o inflacji, o bilansie płatniczym NBP, a premier Donald Tusk przedstawił plan tworzenia nowego rządu. Powtórzył, że aby nie przerywać naszych zobowiązań związanych z prezydencją, nowy rząd powstanie pod koniec listopada. Zapowiedział też, że nowy parlament pierwszy raz spotka się w „możliwe najpóźniejszym terminie".
Prezydencja i jej sprawny przebieg są dla nas ważne. Ale równie ważny jest budżet na przyszły rok. Wciąż go nie ma i wydaje się, że będzie musiał być przyjmowany w dość pospiesznym tempie.
Co prawda Jacek Rostowski, minister finansów, jeszcze przed wyborami uspokajał, że główne wielkości budżetu (292,813 mld zł dochodów; 327,813 mld zł wydatków i deficyt na poziomie 35 mld zł) uda się osiągnąć nawet wtedy, gdy PKB w przyszłym roku wzrośnie nie o 4 proc. – jak przyjęto, pisząc ustawę – ale o 13 proc. Zapewne jest to możliwe, bo mamy inflację wyższą niż przewidywana i nic nie zapowiada, by szybko spadła poniżej 3 proc. Budżet może też podratować NBP. Ale co z innymi założeniami makroekonomicznymi: właśnie z inflacją, z poziomem bezrobocia, wzrostem zatrudnienia i wynagrodzenia? Jak rząd szacuje wysoko dotąd notowane (ponad 3-proc. dynamika) inwestycje prywatne firm w przyszłym roku?
Pytania o przyszłoroczny budżet to pytania o raport otwarcia, czyli stan gospodarki na początek nowej kadencji rządu. Premier żartobliwie mówił o eksposé w święto Mikołaja...