Można się jednak dziwić, gdy głównym źródłem tych oszczędności są zwolnienia pracowników, których w górnolotnych prezentacjach firmy często określają jako swój „najcenniejszy kapitał". Dlaczego więc tak łatwo się tego kapitału pozbywają?

Problem w tym, że nadal wielu pracodawców nie zna jego wartości – mierzenie zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki (wskaźnik HC ROI) to w naszych warunkach wciąż egzotyka. Zresztą rzadkością są nadal systemy wartościowania stanowisk czy strategie HR. Spora część firm jest nadal na etapie działu kadr, który pilnuje zwolnień i urlopów.

 

Tegoroczny raport Trendy HRM firmy doradczej Deloitte wykazał, że wielu pracodawców nawet nie wie, którzy pracownicy są kluczowi. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że pracownik często jest kosztem, którego cięcie nie jest wielkim problemem, no może administracyjnym. Kłopot może pojawić się potem. „Rz" opisywała przypadki zakładów, które po przeprowadzeniu „kryzysowych zwolnień" w 2009 r., kilka miesięcy później, gdy przyszły nowe zlecenia, desperacko szukały fachowców.

Ten problem w firmach dziś szykujących się do zwolnień grupowych może pojawić się za jakiś czas. Szybciej mogą się zmierzyć ze spadkiem popytu. Wielu zwalnianych pracowników nie znajdzie szybko nowej pracy, zwłaszcza w regionach wysokiego bezrobocia. Będą więc musieli ograniczyć wydatki, co odbije się najpierw na drobnych, potem większych firmach. W ten sposób dzisiejsze obawy przed recesją mogą niedługo stać się rzeczywistością. A wtedy? No cóż, kolejne cięcia...