gospodarka usa i ue w kryzysie

Nadszedł czas na radykalne i obarczone ryzykiem działania, które przede wszystkim oczekiwane są od klasy politycznej Unii Europejskiej. Czasu na gadanie bowiem zaczyna brakować

Publikacja: 13.12.2011 02:13

gospodarka usa i ue w kryzysie

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Od kilkunastu miesięcy w obliczu kryzysu sektora finansowego w USA oraz kryzysu strefy euro, politycy, ekonomiści i społeczeństwa zastanawiają się nad przyczynami tych zdarzeń. Skupiają się też na znalezieniu panaceum na stan obecny oraz krokach, jakie należy podjąć, by takich negatywnych zjawisk uniknąć w przyszłości. Takie pytania, jak: czy to koniec kapitalizmu, czy strefa euro się rozpadnie lub czy Unia Europejska przetrwa, są na porządku dziennym nie tylko na profesjonalnych forach, ale we wszechobecnych mediach i w domach.

Warto przypomnieć, iż ostatnie 20-lecie było świadkiem całkiem sporej liczby kryzysów:

? 1991/1992 – załamanie systemu bankowego w Szwecji,

? 1994/1995 – tzw. kryzys tequila w Meksyku, Argentynie i Brazylii,

? 1997/1998 – kryzys w krajach dalekowschodniej Azji (Tajlandia, Malezja, Indonezja, Korea Płd. i Filipiny),

? 1998 – kryzys w Rosji,

? 1999/2000 – kryzys i bankructwo Argentyny,

? 2000/2001 – krach na giełdach po pęknięciu bańki internetowej,

? 2006 – 2008 – kryzys finansowy w USA,

? 2008 – załamanie gospodarcze w Islandii, Irlandii, krajach bałtyckich,

? 2008 i lata następne – kryzys strefy euro: Grecja, Portugalia, obawy w stosunku do Włoch i Hiszpanii.

Nowa skala kryzysu

O ile załamania z lat 1991 – 2005 miały charakter lokalny bądź regionalny, a ich koszty ocenia się w dziesiątkach miliardów dolarów (np. kryzys w Meksyku kosztował „zaledwie" 50 mld), o tyle rozmiary i koszty kryzysu w USA czy w strefie euro są wielokrotnie większe, mierząc kwotami wpompowanymi w gospodarki.

Szacuje się, iż koszt ratowania sektora finansowego w USA wyniósł ok. 2,5 bln dol. Natomiast dotychczasowe koszty zażegnania kryzysu strefy euro to ok. 1,2 bln euro. A eksperci szacują dalsze dodatkowe środki na poziomie 1, a nawet 2 bln euro. Co więcej, oba te kryzysy dotykają całej globalnej gospodarki ze względu na znaczenie w niej tak USA, jak i eurolandu.

Co legło u podstaw obu tych współczesnych kryzysów? W przypadku USA należy się cofnąć do roku 1999, w którym nastąpiło uchylenie obowiązującego od 1933 r. aktu Glass Steagall oddzielającego działalność banków komercyjnych od działalności banków inwestycyjnych. Pozwoliło to na fuzje obu rodzajów bankowości, utworzenie gigantycznych instytucji finansowych, o których zaczęto mówić, że są „too big to fail", a ich rozbudowane sumy bilansowe pozwalały na rozwijanie operacji finansowych w coraz większym stopniu oderwanych od tzw. realnej gospodarki.

Załamania z lat 1991 – 2005 miały charakter lokalny bądź regionalny. Obecny kryzys w USA i w strefie euro ma wymiar globalny

Banki po prostu wykorzystały liberalizację przepływów finansowych i kapitału w skali globalnej dla maksymalizacji zysków, korzystając z rozwiniętych technologicznie platform obrotu instrumentami finansowymi pracującymi w systemie 24/7.

Nastąpił gwałtowny rozwój technologii usprawniających szybkość obrotu i nowych produktów opartych na modelach matematycznych. Wiązało się to jednak z dehumanizacją tego sektora i coraz większym jego oderwaniem od realnej gospodarki.

Co więcej, operujący na globalnych rynkach inwestorzy wykorzystywali identyczne modele, które wymuszają takie same reakcje w stosunku do wydarzeń na rynku, eliminując ze względu na szybkość obrotów możliwość głębszych, fundamentalnych analiz. Stąd też wzrost znaczenia agencji ratingowych będących często jedynym – ale niekoniecznie zawsze wiarygodnym – źródłem informacji dla uczestników rynku.

Narastanie spekulacji

Według opracowań Margit Kennedy i Bernarda Liefarera (na podstawie statystyk Bank for International Settlements – BIS) stosunek wartości transakcji finansowych czysto spekulacyjnych i wartość transakcji finansowych na potrzeby realnej gospodarki w 1974 r. w USA wynosił jak 1:1. Ta relacja w 1992 r. wyniosła już 5:1 (na korzyść transakcji spekulacyjnych), aby wzrosnąć w 2004 r. do 15:1, a w 2007 r. już do 17:1!

A więc fuzja obu rodzajów działalności bankowej doprowadziła do skrzywienia lub zwichnięcia podstawy bankowości, jaką jest finansowanie potrzeb podmiotów gospodarczych i ludności.

Drugą przyczyną kryzysu było to, że ze względu na minimalny koszt kredytu (polityka Fedu w okresie Alana Greenspana) banki i parabanki udzielały masowo kredytów hipotecznych na kupno nieruchomości będących dla nich zabezpieczeniem, bowiem ceny nieprzerwanie rosły. Wiara w modele matematyczne stosowane przy analizie wniosków kredytowych pozwalała też na udzielanie kredytów osobom mało wiarygodnym finansowo.

„Przepakowywanie" poszczególnych kredytów w grupy kredytów o różnym poziomie ryzyka przez banki pozwalało nie tylko uzyskiwać dla takich produktów wysokich ocen ratingowych, ale i też oferować je praktycznie na całym świecie.

Należy zamrozić dalszy rozrost państwa dobrobytu na dobrą dekadę

Załamanie się rynku i gwałtowny spadek cen nieruchomości będących zabezpieczeniem wyemitowanych papierów spowodował kryzys sektora finansowego w USA o niespotykanych rozmiarach. Błyskawicznie rozlał się on po całym świecie, ale szczególnie mocno dotknął sektorów bankowych w takich krajach, jak: Islandia, Irlandia, Łotwa, Estonia, W. Brytania, Francja, Niemcy, Włochy czy Belgia.

Kryzys w dzisiejszej dobie ma nie tylko gigantyczny wymiar, ale nabiera „wędrownego" charakteru. A to ze względu na swobodę przepływów kapitałowych i finansowych oraz tak naprawdę brak kontroli i nadzoru nad światowym systemem finansowym.

Ten „wędrujący" charakter kryzysów, brak nadzoru nad globalnym rynkiem finansowym to dodatkowy czynnik utrudniający znalezienie efektywnego remedium. Kiedyś pojedynczy rząd – czasami z pomocą Międzynarodowego Funduszu Walutowego – podejmował wszystkie niezbędne działania. Dziś efekt działań pojedynczego rządu ma tylko ograniczone znaczenie!

Dwie przyczyny sytuacji w Europie

Jedną niewątpliwie jest przeniesienie skutków kryzysu finansowego w USA na europejski sektor bankowy. W rezultacie rządy krajów strefy euro – ale i poza nią – aby ratować swoje banki, zdecydowały się na potężne zastrzyki finansowe (przejściowo je nacjonalizując, jak to zrobiła Szwecja w 1991 r.), ale w efekcie poziom zadłużenia w stosunku do PKB gwałtownie się podniósł, przekraczając graniczne 60 proc. traktatu z Maastricht.

Drugą jest rosnące zadłużenie krajów strefy euro w stosunku do PKB wynikające z realizacji budowy państwa dobrobytu. Korzystały przy tym z dobrej koniunktury i redukcji wydatków militarnych po upadku ZSRR oraz zwiększanych transferów socjalnych nawet wbrew raportom o pogarszających się perspektywach demograficznych Europy.

Przykład Grecji jest tutaj typowy w tym sensie, iż transfery socjalne dochodziły ad absurdum, a poziom zadłużenia od lat przekraczał maksima wyznaczone w Maastricht.

Eurokraci w Brukseli i politycy w krajach UE doskonale wiedzieli w 2001 r., iż Grecja nie powinna przyjąć euro, lecz mimo ewidentnych dowodów podjęli polityczną decyzję. Dziś więc to przede wszystkim politycy muszą ponieść konsekwencje pozamerytorycznych decyzji i zjeść tę „grecką" żabę.

Permanentne i w sumie bezkarne łamanie ustalonych w Maastricht kryteriów, tj. maksymalnego poziomu deficytu budżetowego (3 proc.) i poziomu długu do PKB (60 proc.), w efekcie spowodowało kryzys strefy, gdzie wiele krajów zagrożonych jest bankructwem (oprócz Grecji także Irlandia, Portugalia, Włochy i Hiszpania).

Jednolita strefa euro powoduje siłą rzeczy „wędrowanie" kryzysu wewnątrz niej i przelewanie się na inne kraje Unii. Stąd też potrzeba pilnych działań tak w eurolandzie, jak i całej Unii dla uzupełnienia doraźnej pomocy poszczególnych krajów, utworzenia Europejskiego Systemu Stabilności Finansowej czy też tzw. sześciopaku przyjętego na szczycie 27 października.

Co można zrobić

Nadszedł czas na radykalne i obarczone ryzykiem działania, które przede wszystkim oczekiwane są od klasy politycznej UE, bowiem czasu na gadanie zaczyna brakować. Do takich niezbędnych działań mogą należeć poniżej wymienione.

? Po pierwsze, należy wprowadzić w strefie euro jednolitą politykę fiskalną – niekoniecznie obejmującą jednolity poziom podatków CIT i PIT ze względu na różnice w poziomie dochodów i konkurencyjności

poszczególnych krajów – z ober komisarzem ds. finansowych włącznie z prerogatywą interwencji w struktury budżetów krajów członkowskich. Ta jednolita polityka w następnym etapie winna być rozszerzona na całą Unię.

? Po drugie, zapisy o dopuszczalnym poziomie długu do PKB – wzorem m.in. Polski – winny być wprowadzone do konstytucji wszystkich krajów UE w celu zapobieżenia powtórce dzisiejszej sytuacji w przyszłości.

? Po trzecie, należy zamrozić dalszy rozrost państwa dobrobytu na dobrą dekadę – bowiem demografia krajów Unii nie pozwala na jego dalszy bezkarny wzrost – także w trosce o zapewnienie względnego dobrobytu przyszłym pokoleniom.

? Po czwarte, należy wypracować mechanizm wykluczenia (opuszczenia) kraju ze strefy euro w przypadku permanentnego naruszania kryteriów dyscypliny budżetowej.

? Po piąte, należy dążyć do ponownego rozdzielenia działalności banków inwestycyjnych od komercyjnych, aby z jednej strony chronić realną gospodarkę, a z drugiej – poddać kontroli i nadzorowi globalnych instytucji nadzorczych światowego rynku finansowego (tzw. zasada Volckera oraz ustawa Dodd-Frank w USA to pierwsze kroki w tym kierunku).

Historia pokazuje, że głębokie kryzysy wyzwalają w ludziach – i politykach – najgorsze i najlepsze cechy. Niedaleki czas pokaże jakie...

—śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor jest ekonomistą i członkiem rad nadzorczych spółek notowanych na GPW

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem