Analitycy nawzajem prześcigają się w podwyższaniu prognoz cen ropy na przyszły rok. Wszyscy wskazują na zagrożenie ze strony Iranu i zapowiedzi tego kraju, że jest gotów do zamknięcia cieśniny Ormuz, którą jest transportowane 40 proc. ropy przewożonej drogą morską. Sytuacja w Iranie, jest najbardziej widoczna z powodu ostrej retoryki rządów krajów zaangażowanych w tym konflikcie. Tymczasem to, ile będą kosztowały nas paliwa na stacjach benzynowych zależy od kursu złotego i polityki w Kazachstanie, Algierii i Angoli gdzie arabska wiosna może się ujawnić z rocznym opóźnieniem.
W każdym z tych krajów społeczeństwo coraz głośniej domaga się współuczestniczenia w zyskach jakie daje wydobycie i eksport ropy naftowej. Dzielenia zyskami z ropy chcą także pracownicy tego sektora, Algierczycy nawet strajkują teraz z tego powodu. Protestują także Angloczycy, gdzie prezydent Jose Eduardo dos Santos rządzi nieprzerwanie od 32 lat.
W tym tygodniu Arabia Saudyjska tylko pozornie zaskoczyła informacją o gigantycznej, wynoszącej ponad 80 mld dolarów nadwyżce budżetowej. I o budżecie na przyszły rok, gdzie rekordowe wielomiliardowe kwoty przekazano na poprawę infrastrukturę szkolnictwo i fundusze socjalne. Saudyjski rząd, jeszcze wiosną tego roku, kiedy protestowano przeciwko dyktatorom na najważniejszych placach arabskich miast szybko sypnął groszem przede wszystkim młodym ludziom, aby wiedzieli, że demonstrując placach niczego nie załatwią. Teraz dosypuje kolejne miliardy.
To bardzo uspokajający sygnał, bo Arabia Saudyjska jest największym eksporterem tego surowca i najważniejszym głosem w OPEC. Cała nadzieja w tym, że i inne rządy w krajach bogatych dzięki ropie, ale biednych z powodu podziału zysków z jej wydobycia i eksportu wezmą z niej przykład. Wtedy swoją „arabską wiosnę" przeżyją o wiele spokojniej, niż widzieliśmy to na w Libii i Egipcie.