Jak ogólnie ocenia pan reformy premiera Mario Montiego i ich efekty?
Premier Monti przywrócił Włochom wiarygodność, co widać na aukcjach włoskich obligacji. Przeforsował on bardzo restrykcyjny budżet, który ma sprawić, że w tym roku Włochy będą miały pierwotną nadwyżkę budżetową (saldo bilansu przed kosztami obsługi długu – red.). Podniósł też wiek emerytalny. Co ważne, a rzadko zauważane, reformom nie towarzyszą strajki ani protesty. To dlatego, że Włochy nie są Grecją. To zamożny kraj, który po prostu przez ostatnie lata był źle zarządzany. Wszystko wskazuje na to, że dziś jest on na dobrej drodze do odbudowy gospodarczej, choć rząd czeka jeszcze wiele trudnych decyzji, m.in. reforma rynku pracy, deregulacja, usunięcie barier w prowadzeniu biznesu.
Banki w Europie skarżą się na nowe, surowe regulacje i wymogi kapitałowe. Czy to tylko taki odruchowy sprzeciw wobec zmian, czy rzeczywiście niektóre pomysły nadzorców były chybione?
Nie ulega wątpliwości, że współczynniki wypłacalności banków musiały po bankructwie banku Lehman Brothers wzrosnąć, choć pewnie jeszcze przez dekadę będą trwały dyskusje, jak bardzo. Uważam jednak, że regulatorzy powinni na jakiś czas wstrzymać się z dyktowaniem nowych przepisów. Poprzeczkę podniesiono dość zdecydowanie i teraz należy pozwolić bankom, aby ją osiągnęły. Tymczasem w ostatnich latach pojawiały się coraz to nowe postulaty i wymagania, zmuszając banki do ograniczenia akcji kredytowej z braku czasu na inne zmiany, które pozwoliłyby dostosować się do nowych przepisów. Zalecałbym też, aby europejscy regulatorzy zadbali o równe pole gry między tutejszymi bankami, a tymi z innych kontynentów, tzn. aby nie wprowadzali surowych regulacji jednostronnie.
Europejski podatek od transakcji finansowych to dobry pomysł?
Dziś mamy do czynienia z sytuacją, że poszczególne kraje nakładają na banki różne podatki. To powoduje zamieszanie i jest to sytuacja nie do zaakceptowania. W tym sensie jednolity, europejski podatek byłby lepszy. Ale zebrane w ten sposób pieniądze nie powinny służyć rządom do obniżenia deficytów budżetowych. Należy z nich utworzyć specjalny fundusz, bufor bezpieczeństwa dla sektora bankowego, aby w razie kryzysu nie trzeba było sięgać do kieszeni podatników.
Polska powinna się spieszyć do strefy euro?
Wbrew temu, co się często mówi, kryzys dowiódł stabilności euro jako waluty, w tym sensie, że jej kurs utrzymał się na wysokim poziomie. Być może nawet za wysokim. Ale polityczna struktura stojąca za tą walutą była słaba. Dlatego nowy pakt fiskalny był potrzebny. Inwestorów niepokoi bowiem nie tyle to, co dzieje się z Grecją, ile to, czy podobne problemy nie przytrafią się już innemu krajowi. Bruksela musi więc precyzyjnie określić reguły, których mają przestrzegać członkowie strefy euro, a następnie surowo je egzekwować. To nie oznacza, że Europa musi zmienić się w jedno państwo. Ale euro to coś więcej, niż waluta. Jest to też pewne marzenie i dlatego musi za nią stać polityczna wizja. I o tej wizji należy rozmawiać. Polska nie musi się dziś do strefy euro spieszyć, ale za pięć-dziesięć lat będzie musiała się nad tym zastanowić. Tym bardziej, że to duży i ważny kraj, więc powinien uczestniczyć w debacie o przyszłości Europy.
CV
Federico Ghizzoni
(56 l.) karierę w bankowości rozpoczął w latach 80. w Credito Italiano, jednej z instytucji, z których połączenia w 1998 r. powstał UniCredit, największy dziś bank we Włoszech i strategiczny inwestor Pekao. Ghizzoni dobrze zna polskie realia. Był bowiem m.in. dyrektorem wykonawczym ds. bankowości korporacyjnej i międzynarodowej w Pekao (2000 –2002) oraz szefem ds. Europy Środkowo-Wschodniej w Bank of Austria (2007–2010) należącym do UniCreditu. Na czele całej grupy stanął jesienią 2010 r., zastępując Alessandra Profumo.