Na razie większość danych płynących z rynku jest dosyć optymistyczna. Choć nie ma rekordowych zwyżek, nie ma też gwałtownego załamania.
Eksperci prognozują więc, że jeszcze w I kwartale mamy szansę na wciąż stosunkowo wysoki wzrost PKB. Ale kolejne miesiące są wielką niewiadomą, na rynkach mamy wiele niepewności i kryzysu odwoływać się nie da.
Warto spojrzeć chociażby na dokładane dane dotyczące sprzedaży detalicznej. Ta w większych sklepach rośnie wciąż bardzo szybko – w lutym wzrosła o 8,9 proc. (po uwzględnieniu czynników sezonowych), a w supermarketach – nawet o 3 proc.
Jednak jeśli dodamy do tego także mniejsze placówki (zatrudniające mniej niż dziesięć osób), okazuje się, że nie jest już tak różowo – wzrost wyniósł tylko 1,9 proc. Co więcej, nasze zakupy w lutym wspomagane były wyższymi wynagrodzeniami. Na początku roku wiele firm, w tym także z sektora publicznego, szybciej wypłacały premie i różne nagrody, by uciec przed lutową podwyżką składki rentowej. W następnych miesiącach w naszych portfelach już zabraknie tego dodatkowego impulsu do zakupów.
Zresztą o pewnym spowolnieniu w handlu może świadczyć stosunkowo niski wzrost sprzedaży hurtowników – w lutym ich obroty zwiększyły się raptem o 5 proc. wobec ponad 20 proc. w lutym 2011 r. Niejednoznaczne są też informacje na temat inwestycji przedsiębiorstw. Jak wczoraj podał GUS, w całym 2011 r. nakłady w cenach bieżących wyniosły 100 mld zł (wzrost o 10,8 proc.). I choć jest to jeden z rekordowych poziomów, to wciąż firmy skupiają się na zakupach nowych maszyn i urządzeń, czyli na podnoszeniu wydajności pracy, a nie na tworzeniu nowych miejsc pracy. Na boom inwestycyjny czy konsumpcyjny w tym roku nie ma co liczyć. ?