Przyczyną kryzysu nie jest globalizacja

Największy wpływ na kryzys, a przez to na nową rzeczywistość, z którą wszystkim nam przyszło się zmierzyć, miał zwykły pęd za zyskiem – pisze prezes PKN Orlen

Publikacja: 10.05.2012 03:57

Jacek Krawiec

Jacek Krawiec

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

Skutki globalnego kryzysu, który wstrząsnął rynkami finansowymi i doprowadził do ograniczenia produkcji i redukcji miejsc pracy w wielu krajach, będziemy odczuwać jeszcze bardzo długo. Dla ludzi biznesu oznacza to dwie istotne konsekwencje. Po pierwsze, w naszych rękach nadal spoczywa duża część odpowiedzialności za wyjście gospodarki już nie z ostrego wirażu, ale trudnej serpentyny, w jakiej się znalazł świat. Po drugie, nadal będziemy podejmować decyzje pod presją czasu, w warunkach męczącej niepewności.

Powszechne uproszczenia

Zdarza się, że winą za obecny kryzys obarcza się globalizację.

To niepokojące uproszczenie.

Niepokojące – bo może prowadzić do wniosku, że globalizację trzeba nie tylko zatrzymać, ale wręcz cofnąć. Uproszczenie – bo globalizacja jest procesem wielopłaszczyznowym i w związku z tym jej wpływ na gospodarkę nie da się zamknąć zerojedynkową oceną dobry-zły.

Nie ma wątpliwości, że wpływ globalizacji jest ogromny, czasem znacznie przekraczający wszelkie nasze wyobrażenia sprzed 20 lat, gdy ujednolicanie standardów w światowym biznesie dopiero raczkowało. Nie ma bowiem dzisiaj takiego procesu ekonomicznego, politycznego, demograficznego, społecznego czy kulturowego, którego nie dałoby się rozpatrywać w kontekście globalizacji. Przykład? W zaledwie 20 lat światowa gospodarka uzyskała dostęp do około półtora miliarda nowych pracowników. To miała być – i przez dłuższy czas była – bardzo dobra nowina dla biznesu. Większa podaż pracy to niższe koszty, a z nimi wyższe zyski.

Jednak skala napięć społecznych, jakie ta jedna zmiana wywołała w krajach tracących miejsca pracy na rzecz państw niegdyś nazywanych Trzecim Światem okazała się niebezpiecznie wysoka – i w konsekwencji zagrażająca samemu biznesowi, który zależy także od otoczenia regulacyjnego, na które z kolei wpływ mają decyzje polityczne – podejmowane w świadomości oczekiwań społecznych.

Według danych przedstawionych przez „The Economist" w 2011 roku ponad 3,1 miliarda ludzi miało pracę. To więcej niż kiedykolwiek, a jednak kryzys rynku pracy jest faktem – liczba osób zarejestrowanych jako bezrobotne wynosi aż 205 milionów i jest wielokrotnie wyższa niż kilka lat temu. Zjawisko to dotyczy oczywiście głównie krajów rozwiniętych. W krajach takich jak Indie czy Chiny 30-latki mają często pracę, o jakiej ich rodzicom nawet się nie śniło. Młodzi Europejczycy pracy albo nie mają, albo mają, ale o wiele gorszą niż pokolenie ich rodziców. Według danych Eurostatu poziom bezrobocia wśród młodych (poniżej 25. roku życia) w Grecji i Hiszpanii przekracza 50 proc. W krajach, które historycznie stwarzały szerokie możliwości na rynku pracy, ten problem również zaczyna być poważny – w Szwecji bezrobocie wśród młodych sięga 24 proc., w Wielkiej Brytanii 23 proc. Równocześnie, choć komunikacja i podróżowanie są dostępne jak nigdy wcześniej, Europejczycy i Amerykanie nie chcą masowo emigrować za pracą do Chin czy Indii – nie ta kultura, nie ta cywilizacja, nie ta ochrona praw pracowniczych. Dlatego biznes, który tak chętnie szukał optymalizacji w inwestycjach offshore, teraz musi zaplanować strategie pozwalające na stworzenie miejsc pracy (szczególnie dla młodych) na miejscu, w krajach rozwiniętych przeżywających stagnację. Koło się zamknęło.

Globalizacja przyspiesza procesy gospodarcze, tworzy połączenia pomiędzy rynkami. Jednak czy to globalizacja wywołała ostatni kryzys? Otóż nie. Chyba największy wpływ na kryzys, a przez to na nową rzeczywistość, z którą wszystkim nam przyszło się zmierzyć, miał zwykły pęd za zyskiem. Globalizacja pomogła jedynie przenieść szybko chorobę na cały świat. Niedawno przeczytałem przedruk wywiadu z Tomasem Sedlaczkiem, jaki ukazał się w tygodniku „Forum". Niezwykle cenny materiał, w którym Sedlaczek – były doradca prezydenta Havla – konstatuje między innymi, że chciwość jest tą cechą człowieka, która już w Piśmie Świętym jest opisana jako przyczyna całego zła. Adam i Ewa, choć mieli wszystko, bo Eden był cały do ich dyspozycji, sięgnęli po jabłko. Sięgnęli po nie z czystej chciwości, bo czym innym jest chciwość, jeśli nie realizowaniem fałszywych, nieistniejących potrzeb?

Warto spojrzeć z tej perspektywy na nakręcany sztucznym popytem wzrost gospodarczy ostatnich lat. Oczywiście nie chodzi o to, żeby teraz mieszać role i przekształcać korporacje w podmioty prowadzące działalność quasi-charytatywną. Zysk jest istotną kategorią pozwalającą na ocenę zarządzania firmą i pozostanie podstawowym celem podejmowania ryzyka, z jakim wiąże się wejście w biznes. Jednak zysk nie powinien być zmienną oderwaną całkowicie od rzeczywistości. Warto choćby pamiętać, że plany redukcji zatrudnienia, które przeważnie wywołują wzrost kursów akcji, niekoniecznie są dobrą informacją o spółce...

Zysk nie kosztem rozwoju

Naszym najważniejszym priorytetem powinno więc być przywrócenie właściwych relacji między zyskiem a rozwojem. Rozwój rynków finansowych sprzyjał szybkiemu wzrostowi liczby spółek publicznych, w których relacja zysk-rozwój ulega najszybszemu zniekształceniu.

Akcjonariusze, nawet ci z pakietami kontrolnymi, jednak niezwiązani bezpośrednio z firmami ani twarzą, ani nazwiskiem, mogą łatwiej podjąć decyzje o sprzedaży swoich „papierowych" udziałów na giełdzie niż właściciele firm prywatnych, sprawujący rzeczywisty nadzór właścicielski. To oznacza silną presję na menedżerów, by zapewnić co rok odpowiednią dywidendę, zamiast podejmować plany rozwojowe wpływające na pomnażanie majątku firmy i pozycję rynkową za 10 – 20 lat.

Jedynie budowa kultury korporacyjnej opartej na otwartości jest w stanie uwolnić potencjał drzemiący w pracownikach

Wyzwania stojące przed ludźmi biznesu w obecnym, zmiennym świecie na nowo kształtują zestaw kompetencji i umiejętności, którymi musi posługiwać się współczesny menedżer, oraz wyznaczają nowe ścieżki budowy wartości firmy.

Wartość firmy jest miarą jej sukcesu, a wartości nie sposób zbudować w jedną noc. Konieczne jest przede wszystkim zastosowanie długoterminowego planowania oraz efektywna realizacja przyjętej strategii. W krótkim okresie nawet słabe spółki mogą notować szybki wzrost kursu akcji ze względu np. na dobrą koniunkturę. Lecz dobra koniunktura na rynku nie oznacza, że wzrośnie wartość każdej firmy. Aby wzrost był trwały, konieczne jest podejmowanie właściwych działań strategicznych i budowanie silnych fundamentów. Zarządzanie firmą w wymagającym i zmiennym otoczeniu, jakie obserwujemy dzisiaj, wymaga kładzenia nacisku na kilka kluczowych kwestii:

Po kryzysie wiele firm zmieniło model planowania strategicznego. Największa zmiana dotyczyła bardziej rygorystycznego planowania i zatwierdzenia projektów inwestycyjnych oraz wydatków finansowych. Nowa rzeczywistość wymaga bardziej dynamicznej, wieloscenariuszowej strategii biznesowej opartej na wielowymiarowych i bardziej wnikliwych niż dotychczas analizach.

Dlaczego analizy są tak ważne?

Bo na przełomie XX i XXI wieku świat mocno przyspieszył – w ciągu ostatnich kilku lat światowe rynki, w tym rynek surowców, stały się coraz mniej przewidywalne. Szczególnie widoczne jest to w branży naftowej, gdzie wysokie wahania cen surowców powodowane są bądź to niemożliwymi do przewidzenia wydarzeniami, jak te, które ostatnio miały miejsce w Afryce Płn., bądź też grą spekulacyjną na rynku ropy.

Kolejny klucz do sukcesu to innowacyjność. Ale uwaga – w XXI wieku sama technologia, choćby najbardziej innowacyjna, to zbyt mało. W całym łańcuchu tworzenia wartości rola innowacji technologicznych relatywnie maleje, a rośnie znaczenie innowacji w marketingu, komunikacji, wzornictwie i projektowaniu, procesach biznesowych, a także logistyce.

Konieczna selekcja danych

Wreszcie komunikacja. Przeciętna spółka na świecie, zatrudniająca więcej niż 1000 osób, przetwarza rocznie około 235 terabajtów informacji, czyli więcej niż zbiór biblioteki Senatu USA, który liczy 14 tys. woluminów... Wiedza rośnie w tempie wykładniczym. Ponad 2,7 miliarda zapytań generowanych jest do Google'a każdego miesiąca, tygodniowe wydanie „New York Timesa" zawiera więcej informacji, niż przeciętny człowiek XVII wieku spotykał w całym swoim życiu.

W zaledwie 20 lat światowa gospodarka uzyskała dostęp do około półtora miliarda nowych pracowników

Dlatego w tym gąszczu informacji właściwa selekcja danych to dziś jedna z najcenniejszych umiejętności menedżerskich. W świecie informacyjnego chaosu nie dziwi to, że kolejnym ważnym warunkiem sukcesu jest komunikacja wewnętrzna. Bez zarządzania w oparciu o wiedzę oraz właściwej komunikacji nie da się adekwatnie reagować i wprowadzać zmian w organizacji. Zorganizowanie pracy w formie dużych, często izolowanych, biurokratycznych struktur nie zadziała – nawet jeśli zapewni się wielki budżet w nadziei na wygenerowanie nowych pomysłów. Jedynie budowa kultury korporacyjnej opartej na otwartości jest w stanie uwolnić potencjał drzemiący w pracownikach.

We współczesnym, trudnym, rozedrganym świecie siła nie leży w hierarchii. Dziś siła tkwi w tworzeniu struktur przypominających w funkcjonowaniu ludzki mózg, gdzie wszystkie komórki są ważne, wszystkie się ze sobą komunikują, a ich elastyczność funkcjonalna pozwala często na przetrwanie i dalszy rozwój nawet w przypadku niezwykle potęż- nych ciosów. I, co jeszcze raz podkreślę, chodzi o struktury, które nie działają same dla siebie, ale w otoczeniu, odpowiedzialnie. Jak mózg.

Tekst jest oparty na wykładzie, jaki został wygłoszony na AE w Poznaniu

Skutki globalnego kryzysu, który wstrząsnął rynkami finansowymi i doprowadził do ograniczenia produkcji i redukcji miejsc pracy w wielu krajach, będziemy odczuwać jeszcze bardzo długo. Dla ludzi biznesu oznacza to dwie istotne konsekwencje. Po pierwsze, w naszych rękach nadal spoczywa duża część odpowiedzialności za wyjście gospodarki już nie z ostrego wirażu, ale trudnej serpentyny, w jakiej się znalazł świat. Po drugie, nadal będziemy podejmować decyzje pod presją czasu, w warunkach męczącej niepewności.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację