Mają tylko zniechęcić zbyt bezczelnych harcowników do gry na zniżkę kursu złotego. Bo gdyby doszło do prawdziwego ataku spekulacyjnego na naszą walutę, to rekordowe w historii rezerwy – w kwietniu 77,6 mld euro – nie wystarczyłyby na długo. W zeszłym roku NBP czterokrotnie interweniował w obronie kursu złotego. Jak oceniali dilerzy walutowi, za każdym razem rzucał na rynek 300 – 400 mln euro. Gdyby na rynku znaleźli się wielcy spekulanci, zdecydowani ostro pograć z naszym bankiem centralnym, to szybko wydrenowaliby go z rezerw. Bo z rynkiem wygrać się nie da.
Skoro przed atakiem George'a Sorosa musieli się w 1992 r. ugiąć Brytyjczycy, to i NBP nie miałby szans na zwycięstwo. Musimy się niestety przyzwyczaić do mocnych wahań kursu złotego i jakoś z tym żyć. Kilka miesięcy po upadku Lehman Brothers mieliśmy euro po 5 zł, co oznaczało osłabienie naszej waluty w ciągu pół roku o 50 procent. Teraz analitycy przewidują, że do takiego poziomu kurs może wrócić w razie niekontrolowanego wyjścia Grecji ze strefy euro.
Osłabienie będzie oczywiście przejściowe, ale w tak niepewnych warunkach jak teraz największym problemem dla gospodarki jest to, że trudno cokolwiek planować. Dlatego trzymajmy kciuki za Greków – niech w końcu wybiorą jakikolwiek parlament ze stabilną większością. I niech ich rząd podejmie rozstrzygającą decyzję w sprawie obecności w strefie euro. Inaczej czeka nas kolejnych kilka miesięcy niepewności.