Trudno jednak dociec, co tak dokładnie składa się na tę sumę. Wydatki z budżetu państwa na wynagrodzenia i składki na ubezpieczenia społeczne dla urzędników administracji centralnej, sędziów, policjantów czy wojska wyniosły w ubiegłym roku ok. 37 mld zł. Kolejne 54 mld zł to pensje dla nauczycieli i pracowników administracji samorządowej. W sumie to ok. 81 mld zł. A gdzie reszta? Zapewne mieszczą się tu wynagrodzenia pracowników muzeów, teatrów, domów kultury, instytucji naukowych i różnych innych jednostek, które utrzymują się z publicznych dotacji.
Prawdopodobnie do kategorii „koszty związane z zatrudnieniem" zalicza się także płace i pochodne lekarzy czy pielęgniarek, o których często zapomina się, że także należą do sektora publicznego. Ale pewności nie ma. Za to z całą pewnością można powiedzieć, że oprócz gotówki w formie co miesięcznych poborów, państwo także wspiera pracowników szerokiej sfery budżetowej w naturze. Koszty pracy związane z wytworzeniem usług publicznych to także bowiem ponoszone koszty wynajmu mieszkań dla pracowników, ich umundurowania i odzieży specjalnej, utrzymania samochodów oddanych na ich użytek, dojazdów do pracy, udostępniania im urządzeń sportowych, rekreacyjnych i obiektów wczasowych, itp. Szkoda, że GUS nie podaje, ile dokładnie wynoszą poszczególne pozycje kosztów związanych z zatrudnieniem w sektorze publicznym. Można się jednak nieco pocieszyć, że Polska na tle krajów UE nie wygląda w tym względzie tragicznie. Co prawda mniej niż my na te cele wydają Czechy, Austria czy Niemcy. Ale więcej wydaje 16 państw, w tym Dania, Francja czy Wielka Brytania.