Ceny są niskie i – jak zapewniają eksperci – dużo taniej nie będzie, oferta jest bogata i różnorodna, więc właściwie nie ma się nad czym zastawiać.

Ale niestety, wcale nie jest tak pięknie. Problemem jest to, że większość naszych deweloperów to niewielkie firmy z małym kapitałem, które budowę mieszkań finansują głównie z przedpłat klientów. A tych niestety nie przybywa tak szybko jak oferowanych lokali, bo mamy spowolnienie gospodarcze, realny spadek dochodów, drogie kredyty i obostrzenia w ich udzielaniu, związane z ostrożnościowymi rekomendacjami nadzoru bankowego. Wielu deweloperom zabraknie więc pieniędzy na dokończenie inwestycji i mogą zbankrutować, zostawiając na lodzie tych klientów, którzy wpłacili im pieniądze na niedokończone jeszcze lokale.

Paradoksalnie, to wszystko będzie skutkiem ustawy o rachunkach powierniczych, która miała chronić osoby kupujące mieszkania przed nieuczciwością deweloperów. Bo okazało się, że banki nie są tak chętne do prowadzenia rachunków i kredytowania niewielkich firm. A tych jest u nas 90 proc.

Wygląda więc na to, że po trwającej właśnie serii upadłości firm budujących drogi i stadiony na Euro 2012, w przyszłym roku będziemy obserwować  bankructwa tych, które zajmują się budownictwem mieszkaniowym. Ich klienci raczej nie mają co liczyć na ratunkową specustawę podobną do tej, którą parlament uchwalił, aby pomóc podwykonawcom firm budujących drogi. Dlatego powinni zachować szczególną ostrożność, wybierając wymarzone mieszkanie.