Polska broń łupkowa
Choć się żalimy światu, że Rosja ropy i gazu używa jak kiedyś ZSRR używał czołgów, i rozpaczamy, że świat tego nie rozumie i robi z „Ruskimi" interesy, chcemy im odpłacić pięknym za nadobne. Niektórzy planują, że „rozpoczęcie eksploatacji gazu łupkowego w perspektywie dziesięciu lat wraz z uruchomieniem od 2014 roku terminalu LNG w Świnoujściu daje Polsce szansę nie tylko na energetyczne usamodzielnienie się, ale w przyszłości także na potraktowanie polskich zasobów energetycznych jako narzędzia budowania stabilności w naszym sąsiedztwie. (...) Oznacza to bezwzględną rywalizację z Rosją, na podobieństwo tej, która toczyła się w XVI i XVII wieku". Gaz rosyjski jest instrumentem polityki. Natomiast gaz polski będzie instrumentem „budowania stabilności". Bo my na wschodzie będziemy szerzyć demokrację. Podobnie jak w 1610 roku szerzyliśmy katolicyzm i właśnie dlatego nie przyjęliśmy korony carów dla Władysława, bo warunkiem było jego przejście na prawosławie. Jagiellońską politykę wschodnią będziemy mogli uprawiać, gdy nasz gaz z łupków popłynie do krajów bałtyckich, na Ukrainę i Białoruś. Czy ktoś ich jednak zapytał, czy wolą gaz z Polski czy z Rosji? Bo jak byłem niedawno w Wilnie, to usłyszałem od naszych „braci Litwinów", że to Jagiełło Jadwigę ... Ten bezsprzeczny fakt próbowałem zagłuszyć argumentem, że Jadwiga była przecież Węgierką. Odniosłem jednak wrażenie, że Litwini bardziej od „Ruskich" nienawidzą nas. Więc żeby z tym gazem z łupków dla zaprzyjaźnionych narodów nie było tak jak z Możejkami. Gdy Orlen dokonał tej wiekopomnej inwestycji, przepłacając trzykrotnie, Litwini mieli zbudować za te pieniądze most energetyczny do Polski. Tymczasem skończyło się na tym, że w Katedrze Wileńskiej odbyła się msza. PO POLSKU!!! PIERWSZY RAZ OD WIELU LAT!!! – jak zachwycali się zwolennicy tej inwestycji. Imaginujecie sobie, Waszmościowie, jaki to był sukces???
Tanków u nas niet
"Nie chcę używać słów, które mogą szkodzić w dalszych rozmowach. Ale nie mówię, że pan nie powiedział prawdy" – stwierdził w 2007 roku pan premier Jarosław Kaczyński w odpowiedzi na pytanie dziennikarza, czy Rosjanie szantażowali PGNiG w sprawie dostaw gazu. Ciekawy jestem, czym nas Gazprom szantażował? Czy w zamian za gaz chciał, abyśmy wystąpili z Unii Europejskiej? Czy może żądał od nas, abyśmy zdradzili jakieś tajemnice NATO? Albo głosowali w ONZ za jakimiś interesami Rosji? Gdyby tak było, gotowi bylibyśmy „palić chrustem"! Gazprom chciał uzyskać od nas wyższą cenę za gaz! Gdyby Rosjanie stosowali szantaż energetyczny do osiągnięcia celów politycznych, bez względu na skutki ekonomiczne, jak ciągle twierdzą nasi politycy, to w 2007 roku kontraktu z PGNiG by nie podpisali, tylko powiedzieli: „niech się wasz prezydent, który tak nieładnie się wypowiada o naszym prezydencie, tłumaczy się swoim wyborcom, dlaczego marzną zimą, bo gazu nie mają." Skoro zdecydowali się go podpisać, to znaczy, że stosowali „szantaż" ekonomiczny, czyli stosowali podstawowe zasady polityki handlowej. Jakby to nie był Gazprom, tylko jakiś inny koncern międzynarodowy, to sprzedawałby nam gaz taniej, jak mógłby drożej? A dlaczego może drożej? Ano dlatego, że „tanków u nas niet". W sektorze gazowym te „tanki" to terminal LNG, gazociągi transgraniczne i bazy magazynowe. Jakbyśmy je po 1990 roku zaczęli budować jednocześnie z budową gazociągu jamalskiego, to w roku 2010 nie bylibyśmy zdani na dyktat cenowy Gazpromu. Ale w roku 2000 z tajemniczych powodów rząd AWS nie zdecydował się na „wróbelka w garści" w postaci długoterminowego „kontraktu algierskiego" na dostawy gazu skroplonego i budowę terminalu LNG, lecz próbując złapać „gołąbka na dachu" w postaci „kontraktu norweskiego", się z tego dachu s...padł. Po pięciu latach dwaj politycy w projekt ten zaangażowani uczynili z niego „mit gospodarczy" IV RP – z takim samym skutkiem.
Dziś, jak się już za terminal LNG wzięliśmy, jego budowa będzie kosztowała znacznie drożej niż dziesięć lat temu. A „Ruscy" rozbudowali port w Primorsku i wybudowali ropociąg BTE2. Zaraz więc będzie kolejna awantura, bo jeśli my będziemy drogą morską sprowadzali skroplony gaz i ropę, a Rosja zacznie je tą samą drogą eksportować, to trzeba będzie chyba rozkopać Cieśniny Duńskie, bo się tam te wszystkie tankowce i metanowce nie pomieszczą.
Polscy politycy, którzy nie chcieli Algierczyków (bo podobno kryli się za nimi „Ruscy"), nie chcieli zresztą też Austriaków. Fuzja Orlenu z OMV została zablokowana, a okazuje się, że miałaby wpływ nie tylko na rynek naftowy, ale i gazowy. OMV negocjuje dziś z Gazpromem „jak równy z równym". Został właśnie jednym z głównych partnerów Gazpromu w Europie Środkowej w spółce Central European Gas Hub zarządzającej siecią połączeń międzynarodowych gazociągów w Baumgarten koło Wiednia, którędy płynie rosyjski gaz do Austrii, Włoch, Niemiec, Szwajcarii i na Węgry. Orlen mógł być w tym interesie. Ale nie jest. Czyja to wina? „Ruskich" czy nasza? W 2000 roku nie chcieliśmy też zrobić joint venture w Niemczech z Francuzami z TotalFinaElf i odkupić od nich połowę rafinerii w Leuna i sieci stacji benzynowych. Szkoda, bo Total podpisał z Gazpromem umowę o współpracy w eksploatacji złóż gazowych Sztokman na Morzu Barentsa. Produkcja ma ruszyć w 2013 roku, a pierwsze dostawy gazu skroplonego przewidziane są rok później. Potwierdzone zasoby złoża Sztokman w rosyjskim sektorze szelfu kontynentalnego na Morzu Barentsa wynoszą 3,68 bln m sześc. Projekt zakłada wydobywanie w pierwszej fazie 23,7 mld m sześc. gazu rocznie, a docelowo – 67,5 mld m sześc. oraz budowę fabryki gazu skroplonego o mocy produkcyjnej 15 mln ton rocznie. Nie chcieliśmy też Amerykanów z Conocno, którzy proponowali Orlenowi joint venture na części rafineryjnej aktywów, na wzór tej, jaką ma Orlen z Basellem na części petrochemicznej. Jak Amerykanów „spuściliśmy", to sprzedali swoje aktywa w całej Europie – także w Polsce – Łukoilowi.
Czyja to wina?
Snuliśmy za to wielkomocarstwowe plany budowy gazociągu najpierw do Norwegii, potem do Szwecji przez Danię i od 20 prawie lat staramy się przedłużyć ropociąg Odessa–Brody do Płocka. Ale żeby on mógł funkcjonować, to w Odessie musiałoby być wystarczająco dużo ropy – bo, jak wiadomo, nie leży ona nad Morzem Kaspijskim, gdzie są złoża ropy, tylko nad Czarnym. Ale port, z którego ropę kaspijską eksportuje się w świat, nazywa się Noworosyjsk. I jak sama nazwa wskazuje, nie leży on na terytorium Kazachstanu czy Azerbejdżanu. Dlatego jak nasza delegacja wybrała się do Astany, usłyszała od prezydenta Nazarbajewa, że do tego projektu należy „obowiązkowo zaprosić Rosję". A myśmy sobie ubzdurali, że dla ropy kaspijskiej zbudujemy ropociąg omijający terytorium Rosji przez gruzińskie góry! Sądząc po tym, za ile budujemy autostrady – taniej byłoby przerabiać na olej napędowy rodzimy węgiel. Ale Nazarbajew powiedział też, że „Kazachstan ma ropę, a Polska ma nie tylko niezamarzający port, ale także rafinerie". No właśnie. Jeśli chcieliśmy, żeby Kazachowie zrobili na złość Rosji, ot tak po prostu, z czystej satysfakcji – jak my to robimy, to niepotrzebnie się nasza delegacja na wycieczkę do Kazachstanu wybrała. Bo Kazachowie mają co ze swoją ropą robić. Jakbyśmy im zaproponowali interes i zaoferowali jakiś pakiet akcji w naszych rafineriach albo nawet jedną z nich, to kto wie, czy nie chcieliby zrobić z nami interesu. Ale my przecież ani Orlenu, ani Lotosu nie oddamy za żadne pieniądze. Kazachowie, jak „Ruscy", mają nam dostarczać ropę i wara im od naszych „aktywów".
Jednym ze sposobów zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu mogła być budowa elektrowni atomowej. Dlaczego dopiero teraz zapadła decyzja w tej sprawie? Bo się nasi politycy bali wyborców, którzy pamiętali Czarnobyl i „atomu" bali się może jeszcze bardziej niż „Ruskich". Stan na dziś jest więc taki, że Białoruś podpisała już z Rosją kontrakt na budowę elektrowni atomowej w Ostrowcu, Czesi kończą przetarg na rozbudowę Temelina, Litwini nadrabiają opóźnienia z przebudową Ignaliny, Rosjanie pod Kaliningradem przebudowują już linię kolejową, która stanowić ma element infrastruktury przyszłej elektrowni atomowej. Więc należy założyć, przyjąć za pewnik, że ją wybudują. Ich projekt jest najmniej opłacalny ekonomicznie – chyba że będą pierwsi w regionie i zaczną eksportować prąd do UE. O co zakład, że będą pierwsi? A my nie mamy jeszcze ustalonej lokalizacji! Ruskich jest to wina?