Więk­szość ana­li­ty­ków spo­dzie­wa się, że w paź­dzier­ni­ku Ra­da Po­li­ty­ki Pie­nięż­nej ob­ni­ży sto­py pro­cen­to­we. I fir­mom, i oso­bom pry­wat­nym ła­twiej bę­dzie brać kre­dy­ty – tłu­ma­czą. Już nie­co ci­szej przy­zna­ją, że niż­sze sto­py ban­ku cen­tral­ne­go zmniej­szą też od­set­ki od de­po­zy­tów i na ryn­ku po­ja­wi się wię­cej go­tów­ki. Bo lu­dzie znie­chę­ce­ni ni­skim opro­cen­to­wa­niem de­po­zy­tów chęt­niej wy­da­ją pie­nią­dze niż oszczę­dza­ją. I w ten spo­sób zwięk­sza­ją kon­sump­cję.

Ma­gicz­na różdż­ka w po­sta­ci niż­szych stóp mo­że po­zy­tyw­nie za­dzia­łać na go­spo­dar­kę, ale nie mu­si. Wie­le osób ma pro­ble­my z otrzy­ma­niem kre­dy­tu, bo nie speł­nia kry­te­riów do­cho­do­wych wy­ma­ga­nych przez ban­ki. Kło­po­tem jest więc do­stęp­ność po­ży­czek, a nie ich koszt. Na­wet gdy spad­ną sto­py pro­cen­to­we, a ban­ki nie zła­go­dzą swo­je­go na­sta­wie­nia, to przy wy­so­kiej in­fla­cji i ma­le­ją­cych do­cho­dach pu­la po­ży­czek nie wzro­śnie. Rów­nież spo­ra część firm przy­zna­je, że ma kło­po­ty, bo co­raz trud­niej jest im do­stać kre­dyt ob­ro­to­wy. Po­sił­ku­ją się więc kre­dy­tem ku­piec­kim, czy­li pła­cą fak­tu­ry z opóź­nie­niem.

Kło­pot po­le­ga też na tym, że in­fla­cja zmniej­sza re­al­ną war­tość na­szych do­cho­dów. Nie tyl­ko ku­pu­je­my oszczęd­niej, ale co­raz mniej od­kła­da­my na przy­szłość. Mo­że się oka­zać, że kla­sa śred­nia, któ­ra mia­ła­by pod­trzy­mać kon­sump­cję, nie udźwi­gnie po­kła­da­nych w niej na­dziei. War­to rów­nież pa­mię­tać, że pod­sta­wo­wa sto­pa pro­cen­to­wa jest wy­so­ka, ale po­da­wa­na no­mi­nal­nie. By się zo­rien­to­wać, ile wy­no­si re­al­nie – trze­ba od niej wła­śnie od­jąć in­fla­cję. Dla­te­go mo­że jed­nak le­piej by­ło­by wy­ko­rzy­sty­wać do po­bu­dze­nia go­spo­dar­ki in­ną po­li­ty­kę, niż mo­ne­tar­na?