Ten udział w całości długu krajowym stanowi ok. 35 proc. i nie jest jakimś wyjątkowym w stosunku do innych państw. W warunkach obowiązującej w państwach UE zasady swobody przepływu kapitału nie możemy wybierać inwestorów kupujących nasze obligacje, czy wprowadzać reglamentację. Nabywają je ci, którzy oferują najlepszą cenę. W ograniczonym stopniu możemy zwiększać finansowanie u krajowych inwestorów poprzez strukturę sprzedawanych obligacji, np. w br. sprzedaliśmy rekordową ilość obligacji zmiennoprocentowych, które kupują głównie krajowi odbiorcy. Mamy pewne bufory bezpieczeństwa, które się sprawdziły w 2008 r. – ponad 100 mld zł nadpłynności naszego sektora bankowego to jest bardzo poważna poduszka płynnościowa, zabezpieczająca nas przed zmianą nastrojów na rynku obligacji. Cały czas jesteśmy w fazie konsolidacji fiskalnej, co jest też bardzo dobrze postrzegane przez rynki zewnętrzne. Jest też elastyczna linia kredytowa w MFW. Poza tym, to już nie jest tak, że polskie papiery znajdują się w rękach inwestorów spekulacyjnych. Inwestorzy długoterminowi, w tym banki centralne nie kupują naszych papierów po to, żeby je za trzy miesiące sprzedać.
Nie ma zagrożenia, że w sytuacji podbramkowej kapitał zacznie od nas uciekać?
Przez 17 lat byłem po tej drugiej stronie na rynku, więc zdaję sobie sprawę z mechanizmów, na jakich opierają się decyzje inwestycyjne. Jeżeli kraj jest cały czas na ścieżce wzrostu, mimo że on spowalnia, i dokonuje dużego wysiłku konsolidacyjnego to jest pozytywnie odbierane przez inwestorów. Konsolidacja nie jest wymuszona przez rynki finansowe, my nie jesteśmy pod ścianą, robimy to z własnej woli. Naprawdę Polska to jest w tej chwili prymus w regionie.
Jakie są plany emisji zagranicznych na przyszły rok?
Głównym rynkiem pozostaje rynek krajowy, który będzie finansował ok. 75 proc. potrzeb pożyczkowych. Większość finansowania zagranicznego planowana jest w euro, ponieważ większość naszych partnerów handlowych to kraje strefy euro. Teraz prefinansujemy przyszłoroczne potrzeby pożyczkowe, w tym walutowe. Tylko na początku lutego mamy 3 mld euro zapadających obligacji. Z kolei w styczniu musimy refinansować ponad 20 mld zł zapadających obligacji na rynku krajowym. Prefinansowanie to nie jest, jak napisaliście kilka dni temu, chęć spokojnego snu Ministra Finansów, za który trzeba zapłacić kilkaset milionów złotych. Prefinansowanie to zachowanie wymuszone racjonalnością postępowania w zarządzaniu długiem. Bez prefinansowania wystawiamy się na ryzyko stawania pod ścianą i koniecznością zabezpieczania bieżących potrzeb na warunkach, jakie stawiają inwestorzy co do rentowności i rodzajów papierów, które chcą kupić (np. tylko krótkoterminowe bony). Zasada jest natomiast taka, że pożycza się nie wtedy, kiedy samemu potrzebuje się pieniędzy, ale kiedy inni chcą nam pożyczyć. Gdybyśmy nie zabezpieczyli 18 proc. tegorocznych potrzeb pożyczkowych pod koniec ubiegłego roku i szybko nie finansowali się dalej, to gdzie by były rentowności obligacji dzisiaj? Tymczasem teraz my dyktujemy warunki, wybierając najlepsze oferty zakupu i osiągając kolejne historyczna minima w rentownościach naszych obligacji Opinie na rynku są takie, że jeśli chodzi o zarządzanie długiem, to wiele krajów od nas się może uczyć.
Jeśli rentowności długu wciąż będą sprzyjające pożyczaniu na przyszły rok już teraz, czy może to być więcej niż planowane 20 proc.?