Raz, kiedy powiedział, że inwestycje infrastrukturalne będą rosły w przyszłym roku i kolejnych latach (choć przetargi na dwa ważne odcinki autostrad Poznań - Wrocław i Warszawa - Kraków zostaną dopiero ogłoszone za dwa - trzy lata), oraz drugi, gdy poetycko zapewnił, że nie szykuje ustawy - miecza, który zgilotynuje umowy cywilnoprawne, nazywane „śmieciowymi”. Nie będą od nich w najbliższym czasie, przynajmniej do zakończenia kryzysu, odprowadzane składki na ubezpieczenia społeczne w takich proporcjach jak od umów o pracę.
To dobrze, że ten pomysł wylądował w koszu. Szkoda jednak, że zabrakło pomysłu lub odwagi, by młodym ludziom czy nawet starszym, tym, którzy zbliżają się do magicznej liczby 50 lub 50+, którzy nie mają innej możliwości i muszą pracować na podstawie umów o dzieło czy innych umów cywilnoprawnych, zaproponować dobrowolne ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Teraz mogą jedynie ubezpieczyć się zdrowotnie. Takie rozwiązanie byłoby na pewno wyłomem w murze obowiązkowych ubezpieczeń społecznych. Byłoby ryzykowne, ale dające podstawy bezpieczeństwa. Pozwalające ludziom rzeczywiście wybrać, jak chcą rozporządzać swoimi pieniędzmi.
Można się zastanawiać nad różnymi pomysłami: choćby czasowym ograniczeniem takiego ubezpieczenia do pięciu, do dziesięciu lat, a potem zamienieniem go w obowiązkowe.
Kryzys, o którym mówi premier Tusk, że jest czasem działania, to dobry moment, by debatę na temat danin publicznych wyciągnąć ze starych kolein.