Na razie do domów 6,3 mln mieszkańców województw: lubuskiego, wielkopolskiego i pomorskiego. Do tej pory operacja wyłączania sygnału analogowego przebiega bez zakłóceń. Owszem, zdarzają się pojedyncze przypadki problemów z odbiorem, ale obraz całej operacji jak dotąd jest ostry i czysty jak łza.
Są jednak punkty, w których trochę śnieży. Wielu Polaków czekało z zakupem dekodera lub wymianą telewizora do ostatniej chwili. W sklepach z elektroniką nie ustawiają się co prawda kolejki, a na pocztach, gdzie najczęściej zaopatrywano się w dekodery, nie powstają listy społeczne, ale część spóźnialskich (możliwości odbierania cyfrowej TV nie ma wciąż ponad 40 proc. gospodarstw domowych, które odbierają wyłącznie telewizję naziemną) nie zdąży przez to na czas. I wyłącznie z własnej winy przynajmniej przez chwilę będzie bez wizji.
Niektórzy mogli liczyć, że przejście na nadawanie cyfrowe zakończy się klapą, bo Polacy masowo zbojkotują obowiązek zakupu lub wymiany sprzętu. A bojące się kompromitacji państwo w końcu pójdzie po rozum do głowy i dofinansuje operację. Nic z tego. Zaledwie kilka procent z tych, którzy nie mają dekoderów, wstrzymało się z zakupem ze względów finansowych, więc o dopłatach nie ma mowy.
I?dobrze, bo wydatek nie jest wielki, a korzyści z możliwości wyboru nie spośród kilku, jak do tej pory, a kilkunastu kanałów, są przecież widoczne dla każdego. Efekty większego wyboru widać już w słupkach oglądalności. Tracą największe kanały (TVP 1, TVP 2, TVN, Polsat), a mocno zyskują te, które teraz pojawiły się w cyfrowej ofercie. Widzowie głosują pilotami – dobrze, że wreszcie mają taką możliwość.