Wiadomo, że 2013 r. rysuje się w czarnych barwach. Firmy wciąż mają oszczędności, ale mało kto jest na tyle odważny, by wyłożyć własne pieniądze na inwestycje w obliczu mizernego popytu, spadających zamówień, a przede wszystkim niepewności co do rozwoju sytuacji.
Co innego jednak, gdy przedsiębiorca może podzielić się z kimś ryzykiem, to znaczy skorzystać z darmowego grantu. Perspektywy wydają się wówczas znacznie jaśniejsze. Nawet jeśli wobec zainteresowanych nowym rozdaniem dotacji stawiany będzie wymóg posiadania kompletnego projektu inwestycyjnego (razem z pozwoleniami na budowę, tak by całe przedsięwzięcie zakończyło się do 2015 r.), chętnych nie powinno zabraknąć. Bo plany inwestycyjne firmy mają, tyle że - z wyżej opisanych powodów - wstrzymują się z ich realizacją.
Kilkaset milionów złotych dotacji może wygenerować projekty inwestycyjne o wartości 1-2 mld zł. Z punktu widzenia całej gospodarki to niestety niewielka kwota, bo rocznie inwestycje wszystkich podmiotów wynoszą ponad 300 mld zł.
Inna sprawa, że ten dodatkowy konkurs dla firm nie oznacza, że pula dotacji na lata 2007-2013 nagle się w cudowny sposób pomnożyła. To wciąż ta sama pula, tyle że teraz zagospodarowywujemy niewykorzystane, zresztą także przez firmy, pieniędze. Mamy np. problem z wchłonięciem funduszy na inwestycje kapitałowe w innowacyjne spółki, mało jest chętnych na dotacje na e-usługi czy e-współpracę między firmami. Nawet w w działaniu, w ramach którego ma być rozpisany dodatkowy konkurs, też pojawiły się kłopoty (część firm rozwiązała umowy na ok. 700 mln zł).
2013 r. to ostatni rok na podpisywanie umów w tym rozdaniu funduszy UE. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego powinno jak najszybciej policzyć, w jakich jeszcze obszarach występują oszczędności. Może zebrane do kupy i przeznaczone na jeden cel - np. najbardziej efektywne projekty inwestycyjne - przyniosą zauważalny efekt nie tylko dla wybranych, nielicznych firm, ale dla całej gospodarki.