Podczas zakończonego w niedzielę Światowego Forum Ekonomicznego w Davos bankierzy otwarcie atakowali nadzór finansowy za to, że jest zbyt drobiazgowy i utrudnia funkcjonowanie bankom, które także z tego powodu nie są w stanie normalnie działać. I że rynek jest przeregulowany. A nadzór finansowy zajmuje się często nie tym, co trzeba – jak mówił prezes Goldman Sachsa Lloyd Blankfein. Tutaj pewnie trzeba przyznać mu rację, skoro takie afery, jak ta z Monte Paschi, nadal są możliwe.

Bo niestety jest tak, że i banki zajmują się nie zawsze tym, co trzeba. Przykre jest również, że jeśli zarzuty się potwierdzą, to cała afera z Monte Paschi może się okazać już ostatnim gwoździem do profesjonalnej trumny dla byłego prezesa UniCreditu, niegdyś jednego z najbardziej podziwianych bankierów w Europie.

Zapewne cała afera nie zostałaby nagłośniona, jak stało się to teraz, gdyby nie okres kampanii wyborczej we Włoszech. Politycy przerzucają się liczbami i oskarżeniami. Czy tak będzie również po wyborach? Dla samych Włochów będzie to gigantyczny sprawdzian. Czy rzeczywiście potrafią i będą chcieli tę aferę wyjaśnić do końca?

Fatalne jest jednak, że w skandal Monte Paschi może był zaangażowany także prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi. Człowiek dzisiaj kluczowy dla ratowania gospodarki nie tylko strefy euro.

W każdym razie, kiedy pytamy: kiedy skończy się ten kryzys, odpowiedź jest prosta. Nie wtedy, kiedy PKB zacznie naprawdę rosnąć, ale wówczas, gdy przestaną wypływać na powierzchnię takie skandale, jak ten z Monte Paschi.