Pewnie naturalne jest, że w czasach globalnie niskich stóp procentowych pojawiają się oskarżenia, iż utrzymywanie niskiego oprocentowania to niemalże zbrodnia na prawach człowieka. Co rusz czytam, że banki centralne grabią oszczędzających. Ostatnio nawet w „Rz". Narracja o grabieży zyskała – wydaje mi się – dużą popularność, postanowiłem więc przeciwstawić jej kilka skromnych argumentów. W obronie banków centralnych.
Po pierwsze, nie rozumiem tęsknoty za wiecznie dodatnimi realnymi stopami procentowymi. One zwykle są dodatnie, ale nie muszą być. Dochód z oszczędności narażony jest na ryzyko tak samo, jak dochód z pracy. Obecnie na świecie popyt na aktywa jest gigantyczny, ponieważ wielkie społeczeństwa i rządy oszczędzają, a jednocześnie podaż bezpiecznych aktywów (czyli projektów inwestycyjnych) jest bardzo niska. Dlatego realne stopy procentowe są na zachodzie ujemne. Proste jak drut, tu nie ma żadnej manipulacji.
Po drugie (to dotyczy sytuacji w Polsce w latach 2011-2012) może zdarzyć się, że inflacja przejściowo rośnie w wyniku zmiany cen surowców, ale idealnie równoległe podnoszenie stóp procentowych w takich warunkach jest błędem. Wzrost cen surowców musi prowadzić do transferu dochodu z kraju konsumującego surowce (takiego jak Polska) do krajów produkujących surowce (np. Rosja). Część tego transferu odbywa się poprzez spadek płac realnych, część poprzez spadek realnych oszczędności. Bank centralny musi jedynie kontrolować, żeby inflacja była przejściowa (NBP w ostatnich latach tak właśnie zrobił). Zbyt wysoka podwyżka stóp i tak nie obniżyłaby dynamiki cen, a poprzez wywołanie wyższego bezrobocia uderzyłaby w najsłabszych, zwykłych ciułaczy.
Po trzecie, generalnie w sytuacja skrajnych, takich jak recesje, kryzysy, wojny itd., koszty muszą spadać równomiernie na pracujących i właścicieli oszczędności. Nadmierna obrona tych pierwszych prowadzi do inflacji płac, co w efekcie szkodzi wszystkim, bo inflacja się utrwala. Tak się stało w latach 70. XX wieku w reakcji na szokujący wzrost cen ropy. Ale nadmierna ochrona tych drugich również jest niebezpieczna, bo prowadzi do depresji popytu, co niszczy potencjał gospodarki i też szkodzi wszystkim.
W gospodarce, tak jak we wszystkich innych sprawach, podejście trzeba mieć zrów-no-wa-żo-ne! Niskie stopy procentowe bolą dziś oszczędzających, ale dzięki odbudowaniu popytu pozwolą na zwiększenie produkcji i tym samym oszczędności! Traci tylko jedna grupa: ci, którzy już nic nie oszczędzają, a żyją jedynie z renty.