Polska energetyka bardzo kiepsko wypada w corocznym prestiżowym rankingu Doing buissines. Eksperci Światowego Forum Ekonomicznego i Banku Światowego podsumowują w nim warunki stworzone dla biznesu w 185 krajach świata. Polska jest w tegorocznym notowaniu na 55 miejscu, ale mogłaby być dużo wyżej, gdyby nie opieszałość, ślamazarność i biurokracja polskich spółek energetycznych.
Podłączenie do sieci energetycznej nowego użytkownika (firmy, zakładu) zajmuje średnio 186 dni, wymaga od przedsiębiorcy wypełnienia 6 procedur i kosztuje go ponad 208 proc. wartości dochodu narodowego per capita. Daje to w sumie 134 wynik na świecie, gdzieś między Kongo a Gwineą Równikową. Dla porównania lider tej kategorii - Islandia ma 4 procedury, a przyłączenie do sieci zabiera 22 dni. W Niemczech cała procedura trwa 17 dni. i kosztuje 14 proc. dochodu na mieszkańca.
Polscy energetycy widać jednak nie przejmują się tą kompromitującą statystyką. Nie muszą zarabiać na nowych klientach, wystarczy, że ceny prądu będą ciągle szły w górę. Mogą także powiedzieć, że jest wiele krajów, w których jest dużo gorzej.
To prawda. Sytuację z przyłączeniem do sieci u naszego sąsiada Rosji zauważył nawet Władimir Putin we wczorajszej rozmowie z narodem na żywo. Choć zdaniem prezydenta warunki stwarzane dla biznesu się poprawiają, to jest dziedzina, w której postępu nie ma. „Jeżeli chodzi o podłączenia inwestycji i firm do sieci energetycznej, mamy tu jeszcze dużo problemów - przyznał prezydent Rosji.
Problemy są tak duże, że kraj jest w tej kategorii przedostatni na świecie (184 miejsce, między Madagaskarem a ostatnim Bangladeszem). W Rosji przedsiębiorca musi wypełnić 10 procedur związanych z podłączeniem do sieci a zanim je uzyska, upłynie prawie rok (281 dni) i kosztuje, bagatela 1574 proc. dochodu na mieszkańca.