W połowie wycieczki przyjechaliśmy do Wilkowa. To znana w Polsce miejscowość, bo była dwukrotnie zalana przez Wisłę w okresach, gdy w Polsce były powodzie. Weszliśmy do sklepu Lewiatana, to znaczy ja wszedłem, bo córka pilnowała rowerów na zewnątrz, kupiłem sok i niepasteryzowane piwo. Usiedliśmy sobie na murku przed sklepem i patrzyliśmy jak podjeżdżają kolejne samochody i rowery, a ich kierowcy idą na zakupy.
Dwie rzeczy mnie zdziwiły. Pierwsza, że samochody i rowery zostawiano byle jak, w poprzek parkingu na samym środku, albo rzucano rower tuż pod drzwiami, tak że trzeba było przez niego skakać, mimo że obok był stojak na rowery.
Ale druga rzecz zdziwiła mnie jeszcze bardziej. Nikt nie zamykał rowerów na łańcuch ani samochodów na klucz, wiele miało nawet otwarte okna, gdy wszyscy pasażerowie i kierowca poszli na zakupy. Podjechał jeden samochód i kierowca zamknął go na klucz. Uff, pomyślałem, a jednak to był przypadek, jest tak jak u nas w Warszawie. I potem spojrzałem na rejestrację... warszawska. Jedynym, który zamknął samochód, był mój ziomek z wielkiego miasta, lokalni zostawiali otwarte.
Zastanawiam się, jak wytłumaczyć te różnice w poziomie zaufania. Dlaczego mieszkańcy Wilkowa podjeżdżając pod supermarket, z którego nie widać samochodu, bo szyby są zalepione promocjami, zostawiają samochody otwarte, z odsuniętymi szybami, a pod podobnym supermarketem w Warszawie wszystkie samochody są zamknięte i pulsują kontrolki alarmów. Naukowcy określają to mianem kapitału zaufania lub szerzej kapitału społecznego. Jeżeli sobie ufamy, to łatwiej się żyje, nie ma wysokich kosztów jak mury, zamki czy wielostronicowe umowy przygotowane przez kancelarie prawne. A jak uważamy, że każdy nas może okraść, to musimy ponosić te koszty, jakość życia spada, a zza trzymetrowego muru nie widać świata.
Czy przykład Wilkowa to wyjątek, dlatego że dwie katastrofalne powodzie doprowadziły do zbliżenia mieszkańców, przywróciły im zaufanie od innych ludzi? Czy może jest to typowe dla mniejszych miejscowości, w których ludzie się znają i sobie ufają? Nie wiem. Ale jeżeli tak jest w każdej małej miejscowości, to byłoby dobrze, gdyby słynne ostatnio słoiki, przenosząc się do dużych miast, przywiozły ze sobą poza wałówką w słoiku, również solidną porcję kapitału zaufania.