Stworzenie największego na świecie bloku wolnego handlu da Europie i Ameryce Północnej możliwość powstrzymania chińskiej ekspansji oraz możliwości wygrywania gospodarczych interesów. Ale transatlantycka Strefa Wolnego Handlu to też wielkie wyzwanie dla Europy. Amerykańska produkcja jest tańsza, bo wydajność pracy jest w USA większa niż w którymkolwiek kraju UE. Dzięki masowemu wykorzystaniu gazu łupkowego mniej kosztuje tam energia. Nikt nie protestuje, że wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn wynosi 66 lat ani że Amerykanie mają jedynie tydzień urlopu w roku. To również dlatego Stany Zjednoczone mają tak konkurencyjną gospodarkę.
Negocjacje z Amerykanami mogą obudzić Europę, w której każdy kraj pilnuje własnych interesów i rzadko widzi je we wspólnym kontekście. Dla Polski wniosek płynie jeden. Trzeba jak najszybciej poszukać unijnych inwestycji, które włączyłyby nasz kraj do europejskich sieci producentów. Na razie polski eksport do USA, chociaż szybko się zwiększa (o 28,5 proc. w 2012 roku), wynosi jedynie 3,7 mld dolarów, czyli mniej niż nasz eksport rolno-spożywczy do Niemiec.
Negocjacje amerykańsko-unijne nie zakończą się szybko i małe są szanse na to, aby dotarły do finału przed końcem 2014 roku, czyli jeszcze za kadencji Komisji Europejskiej w jej obecnym składzie. Tym bardziej że będą zapewne przerywane przez najróżniejsze lobby po obydwóch stronach Atlantyku.
Ale podziękujmy Chińczykom za te rozmowy, bo tylko tak możemy im uciec.
Polscy negocjatorzy i eksperci, którzy zasiądą przy stole obrad, niech się jednak dobrze zastanowią, co przy okazji mogą ugrać. Jeśli Francuzi byli w stanie swoją presją załatwić coś dla siebie i my możemy się o to postarać. Warto zawalczyć chociaż o polską żywność. Bo drugiej takiej szansy już nie będzie.