Między Warszawą a Detroit

Mamy dziś w Polsce do czynienia ze zjawiskiem, które trudno określić inaczej niż mianem cudu.

Publikacja: 26.07.2013 00:16

Między Warszawą a Detroit

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Przez dwie dekady przyzwyczailiśmy się do tego, że nasz Sejm wzywał wciąż do wzrostu wydatków publicznych. Posłowie rzucali się jak Rejtan pod nogi skąpym rządom, byle tylko zademonstrować niechęć do jakichkolwiek oszczędności budżetowych albo głosić wszem wobec swoje wspaniałe pomysły na wydanie kolejnych miliardów.

I oto – cud!  Dziś minister finansów nie jest oskarżany o to, że za mało wydaje, ale o to, że zbyt silnie zadłużył państwo i nadmiernie zwiększył tegoroczny deficyt. Padają również z trybuny sejmowej, jakże mądre i odpowiedzialne, wyrazy obywatelskiego zatroskania propozycją uchylenia progów ostrożnościowych w ustawie o finansach publicznych.  Posłowie głośno żądają – żadnej ulgi, lepiej jeszcze mocniej zacisnąć pęta chroniące nas przed wzrostem długu!

Bez wątpienia mamy więc do czynienia z cudem, na który nie liczył już chyba nawet Leszek Balcerowicz poświęcający od lat swoje siły na edukację w sprawach finansów państwa. Jak jeden mąż wzrostem długu oburzają się zarówno posłowie SLD (których rządy onegdaj zwiększyły dług publiczny o 170 mld zł w ciągu czterech lat), jak i posłowie PiS (ich rządy zwiększyły wprawdzie dług publiczny zaledwie o 66 mld zł w ciągu dwóch lat, ale za to w warunkach wzrostu PKB sięgającego niemal 7 proc. rocznie). Z takiego cudownego olśnienia można się tylko cieszyć, bo jest gwarancją, że już nigdy nie będziemy mieć kłopotów z zadłużeniem państwa.  Jednym słowem „względem mojej ojczyzny spokojną mam głowę", jak pisał Julian Ursyn Niemcewicz.

Mój niepokój zaś może wzbudzać porównanie sytuacji w Polsce i w USA – a konkretnie w Detroit. Miasto to jeszcze do lat 70. było stolicą światowej motoryzacji i symbolem siły i bogactwa amerykańskiej gospodarki. Potwornie wysokie koszty pracy wymuszane przez potężne związki zawodowe zrobiły jednak swoje. Producenci stopniowo przenosili swoje fabryki gdzie indziej (nawet do odległej o rzut beretem Kanady), na rynek wkroczyli agresywni konkurenci z Dalekiego Wschodu i Europy.

Gospodarka miasta nie potrafiła dostosować się do zmian i żyła przeszłością, oczekując, że nastąpi cud i fabryki powrócą nad Wielkie Jeziora. Liczba ludności spadła w ciągu ostatniej dekady o 25 proc., młodsi wyemigrowali, uciekając przed bezrobociem, na miejscu pozostali za to emeryci ze swoimi przywilejami. Finanse publiczne nie mogły tego wytrzymać – z jednej strony do kasy wpływało coraz mniej pieniędzy (połowa właścicieli nieruchomości przestała płacić podatki), z drugiej rosły wciąż zobowiązania i zadłużenie. Dziś miasto jest bankrutem.

Bardzo się cieszę z tego, że posłowie tak bardzo przejmują się państwowym długiem naszego kraju. Sądzę jednak, że warto, by trochę czasu spędzili również na przemyśleniu historii bankructwa Detroit. Bo uważam, że nigdzie nie znajdą równie pouczającego przykładu związków pomiędzy stanem gospodarki a stanem finansów publicznych. I mam nadzieję, że skłoni to ich do nieco głębszej refleksji nad tym, co należy zrobić, aby Polsce nigdy nie zagroziło bankructwo. Nieograniczonej wyłącznie do tego, że należy bezkompromisowo rzucać gromy na głowę ministra finansów o wzrost długu, ale tylko wówczas, gdy pochodzi z innej partii.

Autor jest głównym ekonomistą PwC w Polsce

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację