Jak silne będzie ożywienie gospodarcze w Polsce? Jedni twierdzą, że będzie mizerne, inni, że dość wyraźne. Ja jestem bliżej drugiej grupy. Uważam, że do połowy przyszłego roku może nam się udać osiągnąć wzrost PKB zbliżony do 3 proc., nie wykluczałbym nawet, że w drugim lub trzecim kwartale ten poziom przekroczymy.
Naturalnie kilka czynników będzie nam obciążało gospodarkę i trudno w tym momencie przewidzieć ich siłę. Rząd musi oszczędzać, a zamrożenie płac w administracji i cięcie inwestycji publicznych tłumi popyt. Konsumenci dali w ostatnich kwartałach sygnał, że ich skłonność do wydawania pieniędzy jest wyjątkowo niska i nie wiadomo, kiedy to się zmieni. Koniunktura w strefie euro może wyglądać mizernie. Choć kluczowe tak naprawdę jest przekonanie, głęboko zakorzenione w dyskursie ekonomicznym ostatnich lat, że pokryzysowy świat jest generalnie światem niskiego wzrostu gospodarczego – inaczej uważają tylko Amerykanie, dążący do przywrócenia PKB na przedkryzysową ścieżkę, ale oni są daleko i na wschód od Renu mało kto im wierzy (a szkoda).
Warto jednak dostrzec, jak wyraźnej zmianie ulega właśnie w Polsce polityka makroekonomiczna, która w zeszłym roku mocno tłumiła wzrost gospodarczy i właściwie należała do głównych przyczyn tak głębokiego spowolnienia popytu wewnętrznego. W 2012 r. mieliśmy do czynienia z bardzo siną konsolidacją fiskalną oraz długim utrzymywaniem wysokich nominalnych stóp procentowych. Skala cięcia deficytu (strukturalnego) była w Polce podobna do tego co działo się we Włoszech i Hiszpanii, zaś stopy procentowe nie były obniżane aż do momentu, kiedy popyt wewnętrzny znalazł się w recesji. W ten sposób płaciliśmy cenę za bardzo luźną politykę fiskalną z lat 2009-2010 oraz szok inflacyjny z lat 2011-2012.
Tymczasem skala cięcia deficytu wyraźnie się zmniejszy w najbliższym roku, a stopy procentowe już znalazły się na rekordowo niskim poziomie. W przyszłym roku oszczędności fiskalne będą na tyle małe, że ich wpływ na popyt powinien być bardzo ograniczony, zaś warunki monetarne powinny sprzyjać inwestycjom. Przy tak niskich stopach procentowych inwestycje w aktywa realne powinny być dużo bardziej atrakcyjne w porównaniu z lokatami bankowymi.
Niektórzy wskazują, że współcześnie polityka pieniężna ma mały wpływ na popyt. Jest to jednak wniosek żywcem przeniesiony z krajów zachodnich, które znajdują się w pułapce płynnościowej (zerowe stopy procentowe), przechodzą proces ostrego oddłużania i naprawy bilansów bankowych. U nas warunki są zupełnie inne i polityka pieniężna powinna być skutecznym narzędziem pobudzania popytu.