Opublikowany przez koncern ubezpieczeniowy Allianz raport o światowym bogactwie spotkał się z żywym oddźwiękiem w Polsce. Tym razem mało kto oskarża niemieckiego giganta o mówienie nieprawdy: najbardziej nawet sceptycznie nastawieni do światowych finansów komentatorzy mogą raczej znaleźć w nim potwierdzenie swoich najgłębszych obaw. Polska krajem gospodarczego sukcesu? Polska krajem rosnącej zamożności? Cha, cha, cha!
Przeciętny Amerykanin ma majątek finansowy – depozyty, akcje, udziały w funduszach inwestycyjnych i emerytalnych, po odliczeniu zobowiązań – wart ponad 100 tys. euro, Brytyjczyk prawie 60 tys., Francuz, Włoch i Niemiec ponad 40 tys., Hiszpan 19 tys., Grek 11 tys., podobnie Czech. A my? My mamy liche 5221 euro! Hańba, hańba, hańba i raz jeszcze hańba! A także dowód na to, że wszystkie statystyki mówiące o tym, że nasza gospodarka rośnie szybciej od innych na kontynencie, to zapewne propagandowe oszustwa.
Niestety, rzecz się ma znacznie gorzej. Otóż statystyki PKB – czyli dochodu – wydają się mniej więcej prawdziwe. Ale od dochodu do bogactwa wiedzie jeszcze daleka i nieraz kręta droga, którą najwyraźniej bardzo trudno nam się posuwać.
Po pierwsze, dochód i dobrobyt to dwie zmienne, które nie zawsze idą łeb w łeb. Rzecz w tym, że majątek gromadzi się latami. Jeśli nawet nasz dochód rośnie, to i tak musi minąć wiele czasu, zanim zakumulujemy odpowiednie bogactwo. Innymi słowy, nawet gdybyśmy dogonili Niemców pod względem przeciętnego dochodu na głowę mieszkańca (co zresztą w ciągu najbliższych dwóch–trzech dekad raczej nam nie grozi), to i tak majątek posiadany przez przeciętnego Niemca przez wiele dziesiątków lat pozostawałby wyższy od majątku Polaka. A to oznacza, że nawet z takim samym dochodem i tak długo jeszcze musielibyśmy się liczyć ze znacznie niższym poziomem życia – bo o nim majątek decyduje silniej niż bieżący dochód.
Po drugie, żeby majątek się kumulował, trzeba znaczącą część dochodów oszczędzać. A to oznacza działalność, która w oczach większości Polaków jest absurdem – rezygnację z możliwości natychmiastowego wzrostu konsumpcji. Jesteśmy jak dotąd narodem o bardzo niskiej skłonności do oszczędzania (a dodatkowo chętnie zadłużającym się, co obniża oszczędności netto). Nic więc dziwnego, że choć dochody przeciętnego Chińczyka są nadal jeszcze kilkukrotnie niższe niż w Polsce, to dzięki wysokiej stopie oszczędzania ów przeciętny Chińczyk już obecnie dysponuje majątkiem finansowym bliskim naszego.