Wszystkim polecam obserwowanie tego, co się dzieje wokół premii, jaką ma dostać były prezes Nokii Stephen Elop za to, że Microsoft przejmie dział produkcji telefonów fińskiej firmy. Elop, który przed objęciem sterów Nokii w 2010 roku pracował w Microsofcie, przez wielu od dawna był uważany za konia trojańskiego koncernu z Redmond, którego zadaniem było doprowadzenie do spadku wartości rynkowej spółki z Espoo i sprzedanie jej Amerykanom. W Finlandii premią – 18,8 mln euro – interesują się nie tylko media, ale także politycy. Kłopoty ma też nowy prezes firmy i jednocześnie szef jej rady nadzorczej. Powiedział bowiem, że warunki premii są takie, jakie miał poprzednik. A to okazało się nieprawdą.

Głośno też jest o tzw. złotym spadochronie Thorsten Heins, prezesa Blackberry. Ma go dostać, gdyby po przejęciu kontroli nad firmą stracił posadę. Od ubiegłego poniedziałku jest chętny, który chce wyłożyć za pogrążonego w kłopotach kanadyjskiego producenta smartfonów 4,7 mld dolarów. Gdy w wiosną spisywano nową wersję kontraktu, złoty spadochron, którego dużą częścią są akcje, wart był ponad 55 mln dolarów (prawie trzy razy więcej niż w poprzedniej wersji). Dziś jego wartość jest mniejsza, bo akcje Blackberry mocno od tego czasu staniały.

O tych pieniądzach mówi się w świetle jupiterów. O pieniądzach menedżerów polskich spółek, które dostają jako odprawy, jest dużo ciszej. Fakt, że kwoty są dużo mniejsze (w przypadku dużych spółek kilka milionów złotych), ale moim zdaniem warto się tym interesować. Wszak w przypadku zwolnienia prezesa w spółce pojawia się dodatkowy koszt. Pół biedy, gdy spółka ma zyski. Gorzej – a tak już bywało – gdy wysoką odprawę dostaje prezes firmy pogrążonej w kłopotach finansowych. Jedno jest pewne. Wysokość odprawy pokazuje, jak ceniony przez władze spółki był prezes w chwili podpisywania kontraktu oraz jakie miał umiejętności negocjacyjne.