I w Londynie, i w Warszawie niektórym politykom nie spodobała się cena emisyjna akcji spółki, która właśnie została sprywatyzowana. Ich zdaniem była za niska
Różnica między politykami znad Wisły, a politykami znad Tamizy jest taka, że ci ostatni odezwali się dopiero po wyjątkowo udanym debiucie giełdowym – cena otwarcia była o 36 proc. wyższa od emisyjnej, a w kolejnych dniach akcje drożały. U nas jeszcze przed debiutem politycy wiedzą, że jest za tanio.
Całkiem niedawno pisałem, że PKP Cargo to Polska w pigułce. Przychody przewoźnika kolejowego silnie zależą od koniunktury gospodarczej. Spółka w swej działalności ma ekspozycję – bezpośrednią lub pośrednią – na wiele branż. Jej funkcjonowanie jest uzależnione od stanu infrastruktury, a ten z kolei po części zależy od nakładów, jakie przeznaczy na modernizację szlaków kolejowych rząd. Sama spółka wymaga dużych inwestycji.
PKP Cargo ma też silne związki zawodowe, co daje ciekawe przełożenie na ryzyko społeczno-polityczne, które występuje w Polsce. No i – jak się ostatnio okazało – jej prywatyzacja zaczęła się upolityczniać.
Z punktu widzenia inwestora indywidualnego IPO Royal Mail różniła się między innymi tym od oferty PKP Cargo, że na akcje brytyjskiej spółki można było składać nie tylko za pośrednictwem biur maklerskich, ale także m.in. przez specjalną stronę internetową (płacąc za nie na przykład kartą debetową, ale nie kredytową).