Jednak warto zapytać, na co rzucili się inwestorzy. Odpowiedź wydaje się oczywista – na znakomicie rozwijający się społecznościowy serwis mikroblogowy. Na firmę, która w ciągu zaledwie siedmiu lat istnienia stała się powszechnie znana i zdobyła ponad 200 milionów użytkowników. Wreszcie na przedsięwzięcie, które przedefiniowało model dziennikarstwa newsowego. Czy nam się to podoba, czy nie, newsów nie czerpie się dzisiaj z gazet i telewizji informacyjnych. Najlepszy pod tym względem jest Twitter.
Firma przy tym wszystkim wybrała bardzo dobry moment na wejście na parkiet. Na nowojorskiej giełdzie trwa świetna passa, wszystkie tegoroczne większe debiuty dały solidnie zarobić inwestorom.
I tu dochodzimy do odwrotnej strony medalu. Zawsze w takich sytuacjach, gdy wybucha entuzjazm wobec spółek technologicznych, przypominają mi się słowa Alana Greenspana z czasów bańki internetowej. Po kolejnej rozmowie z rozpalonymi do czerwoności twórcami internetowych start-upów szef FED nie wytrzymał i zapytał wprost: „Co wy tak właściwie produkujecie?". Odpowiedzi nie otrzymał, a zdecydowana większość tych firm już nie istnieje.
W przypadku Twittera również można zadać kilka trudnych pytań. Jak zamierza zarabiać? Owszem, na reklamie, tylko jej przychody z reklamy nie są powalające. Twitter nigdy w swojej historii nie przyniósł zysków. Dalej – jak firma zamierza się rozwijać, zmieniać swoje serwisy? Tutaj twórcy Twittera również nie mają gotowej odpowiedzi. Takie wątpliwości można by mnożyć.
Tylko że podobny powątpiewający ton analityków towarzyszył innemu głośnemu technologicznemu debiutowi w ostatnich latach – debiutowi Facebooka. No i przed paroma dniami mieliśmy wyniki Facebooka za trzeci kwartał tego roku. Świetne wyniki, dodajmy – zysk 425 mln dolarów.