Straszne chwile musieli przeżyć dwaj szefowie francuskiej fabryki producenta opon Goodyeara, którzy w ostatni poniedziałek zostali przywiązani do krzeseł w fabryce w Amiens. Wszystkie francuskie stacje telewizyjne w każdym wydaniu programów informacyjnych pokazywały ich zmęczonych i nieogolonych, upokorzanych, próbujących robić dobre miny do złej gry. Aż do wtorkowego uwolnienia ich przez żandarmerię, która wyprowadziła prezesa i szefa HR z terenu zakładu. Pracownicy fabryki, która ma być zamknięta, bo jej produkcja jest niekonkurencyjna w czasach zapaści we francuskim przemyśle samochodowym nie chcieli rozmawiać o zmianie warunków pracy, ale domagali się od Goodyeara potężnego zwiększenia pakietu odpraw. I zapowiadali, że będą trzymać szefów dopóty, dopóki na to się nie zgodzą.
Upubliczniona akcja pracowników fabryki w Amiens zyskała sympatię Francuzów. Profesorowie zarządzania wprawdzie zaznaczali, że taki przypadek może zasugerować światowemu biznesowi, że we Francji warunki prowadzenia działalności gospodarczej są trudne, ale z drugiej strony powtarzają, że robotnicy są zdesperowani i to ich usprawiedliwia.
Ale robotnicy doskonale wiedzą, co robią. Zapewne nie porywaliby się na takie akcje, gdyby nie wiedzieli, że mają szanse na powodzenie. Bo kiedy czterech szefów francuskiego Caterpillara zostało „aresztowanych" 4 lata temu, firma błyskawicznie dorzuciła półtora miliona euro do pakietu odpraw zwiększając kwotę z 48,5 do 50 mln euro. Podobnie powiodło się związkowcom z Aristona, którzy zamykając dyrektora wyciągnęli w negocjacjach nawet 90 mln euro. Był i taki przypadek, kiedy aresztowany przez pracowników dyrektor fabryki 3M w Pitviviers, żeby nie wspominał tego przeżycia z traumą, poczęstowany został belgijskim przysmakiem — mulami z frytkami. Po czterech latach francuski sąd uznał, że związkowcy mieli rację i nakazał wypłatę odpraw w wysokości 800 tys. euro dla każdego pracownika.
Takich akcji było więcej a podczas jednej z nich pracownicy grozili zaminowaniem zakładu i wysadzeniem go w powietrze. Każdy z okupujących zakład otrzymał wówczas po 30 tys. euro odprawy.
I w żadnym przypadku, gróźb, porwań, czy jakichkolwiek innych akcji niezgodnych z prawem, także francuskim, związkowcy nie zostali ukarani. Dlatego teraz aktywiści z CGT w Amiens zapowiadają, że aresztowanie szefów, to dopiero początek, a prawdziwy show dopiero się rozpocznie. A tak naprawdę część zatrudnienia mogła zostać uratowana bo potencjalny właściciel chciał utrzymać funkcjonowanie kilku działów. Zrezygnował po publicznej mało dyplomatycznej wymianie zdań z ministrem Arnaudem Montebourgiem, którą amerykański inwestor zakończył pytaniem: — Czy pan naprawdę myśli, że jestem taki strasznie głupi?