Rząd, za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego, przez najbliższe cztery lata będzie dopłacał młodym singlom i małżeństwom do wkładu własnego, potrzebnego przy zakupie kredytowanego mieszkania. Dopłaty różnią się w zależności od tego, czy nabywcy mieszkania wychowują dzieci, czy też nie. Rząd może więc argumentować, że „Mieszkanie dla Młodych" to element jego polityki prorodzinnej.
Faktycznie jednak największymi beneficjentami „MdM" będą deweloperzy. Dopłaty są bowiem przyznawane tylko na zakup nowych mieszkań. Poprawa koniunktury w budownictwie będzie z kolei korzystna dla budżetu, więc rząd nie robi tego bezinteresownie. Ale wspieranie deweloperów trudno uważać za pomoc potrzebującym.
Jeśli zaś chodzi o młodych, to z programu skorzystają raczej ci, których na zakup mieszkania (na kredyt) i tak byłoby stać. BGK dokłada do wkładu własnego (który nie może być większy, niż 50 proc. ceny mieszkania) 10 lub 15 proc. Ale jeśli komuś brakuje to zakupu mieszkania tylko tyle, to przypuszczalnie wcale mu nie brakuje. Natomiast rodziny, które nie są w stanie uzbierać żadnej kwoty na wkład własny, do programu się nie zakwalifikują. Do niedawna miały przynajmniej teoretyczną szansę na kredyt na 100 proc. wartości mieszkania, ale tak się składa, że z początkiem tego roku za sprawą wydanej przez Komisję Nadzoru Finansowego nowej rekomendacji S takie kredyty zniknęły z rynku.
W ten sposób najbardziej potrzebujący nie tylko nie skorzystają z MdM, ale jeszcze za niego zapłacą – w postaci podatków – dokładając się do mieszkań tych, którzy mogliby je kupić bez żadnego wsparcia. I nie jest to problem typowy dla tego tylko programu. To raczej prawo rządzące każdą formą redystrybucji dochodów. Naiwnością jest sądzić, że rząd może komuś pomóc, nie szkodząc innym. A ci inni to na ogół ci, którym właśnie należałoby pomóc.
Nic nie dowodzi tego lepiej, jak ustawiczny wzrost nierówności społecznych – czy to w Polsce, czy w USA – choć jednocześnie systematycznie rośnie udział wydatków rządu w tworzeniu PKB. Zwolenników redystrybucji, zaślepionych szlachetnością ich pobudek, to jednak nie przekonuje. Dla nich to dowód, że rządy wciąż wydają za mało.