Reklama

Jakub Sewerynik: Czy aby biskupi nie strzelili z armaty do muchy?

Eskalacja sporu o edukację zdrowotną zdaje się sięgać kresu. Nie wiadomo, kto ostatecznie wygra tę rozgrywkę, ale z pewnością, poza dziećmi, przegraną jest również praworządność.

Publikacja: 14.09.2025 11:12

Edukacja zdrowotna i jej program jest przedmiotem politycznego sporu.

Edukacja zdrowotna i jej program jest przedmiotem politycznego sporu.

Foto: Kzenon / Adobe Stock

„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10,16), czyli o skuteczności

Do 25 września można wyrazić brak zgody na uczestnictwo w lekcjach edukacji zdrowotnej (EZ). To jednak coś więcej niż zwykłe oświadczenie. To głos „za” lub „przeciw” obecnemu rządowi, a przynajmniej wiele osób tak tę decyzję traktuje. Niestety, ofiarami sporu politycznego są dzieci, które zostały uwikłane w partyjne przepychanki. Przecież program nauczania powinien być przedmiotem szerokiego konsensusu. Czy jednak w spolaryzowanym społeczeństwie możliwa jest rzeczowa dyskusja? Czy logika i racjonalne argumenty muszą ustępować przed przynależnością do danego stronnictwa? Z obu stron padają argumenty i zarzuty o najwyższym ciężarze gatunkowym. Minister Barbara Nowacka w Sejmie stwierdziła, że przeciwnicy EZ „działają na rzecz pornolobby”. Z kolei biskupi apelują o wypisywanie dzieci z EZ w trosce o zbawienie! Eskalacja zdaje się sięgać kresu. Nie wiadomo, kto ostatecznie wygra tę rozgrywkę, ale z pewnością, poza dziećmi, przegraną jest również praworządność.

Czytaj więcej

Edukacja zdrowotna i wstrzemięźliwa rewolucja minister Barbary Nowackiej

Od dekad Ministerstwo Edukacji Narodowej postrzegane jest jako główny instrument realizacji światopoglądu aktualnie rządzącej partii. Za czasów PiS ministerstwu zarzucano klerykalizację edukacji, narzucanie patriotycznej i konserwatywnej narracji. Obecnie MEN zarzuca się antyklerykalizm, seksualizację młodzieży i usuwanie tradycyjnych wartości. Dotychczas najgłośniejszym przejawem tego sporu były modyfikacje listy lektur. Jedni wykreślali Gombrowicza, inni dodawali teksty papieża, jeszcze inni wyrzucili Dukaja i ograniczyli „Potop” do fragmentów. Działania te budzą ogromne emocje, a dla partii politycznych są czystym złotem, pozwalającym skutecznie mobilizować elektorat. Tymczasem eksperci wskazują na ogromny kryzys czytelnictwa. Niedawno zmarły prof. Jarosław Klejnocki, literaturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, zwracał uwagę, że lektury czyta zaledwie 15–18 proc. uczniów! Czy więc w tym sporze chodzi o dobro uczniów?

Kontrowersje prawne wokół ograniczenia liczby godzin religii w szkołach

Od 2024 r. spór dotyczący edukacji wszedł w nową fazę. Władze ministerstwa, prowadząc program zmniejszenia wpływów Kościoła w przestrzeni publicznej, postanowiły ograniczyć liczbę godzin religii z dwóch do jednej tygodniowo, a także wycofać z programu nieobowiązkowy przedmiot: wychowanie do życia w rodzinie (WdŻ), a w to miejsce wprowadzić EZ. Przedmiot ten miał być obowiązkowy, jednak ministerstwo poprzestało na fakultatywności.

Reklama
Reklama

Redukcja lekcji religii budzi istotne kontrowersje prawne. Ministerstwo zignorowało bowiem prawny obowiązek działania „w porozumieniu z przedstawicielami Kościołów i innych związków wyznaniowych” (art. 12 ust. 2 ustawy o systemie oświaty) przy określaniu warunków i sposobu organizowania nauki religii, ograniczając się do zwykłych konsultacji.

Wątpliwości budzi również obligatoryjność umieszczania lekcji religii na początku lub na końcu zajęć obowiązkowych oraz łączenie klas. Trybunał Konstytucyjny stwierdził niezgodność z konstytucją przedmiotowego rozporządzenia, ale orzeczenie to rządzący zignorowali (nie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw) i w planie zajęć szkolnych znalazła się tylko jedna lekcja religii. Oznacza to utratę pracy lub istotną redukcję etatów tysięcy katechetów. Warto też zauważyć, że sposób zredukowania godzin i spór z KEP, która odpowiada za podstawę programową lekcji religii, skutkuje niedostosowaniem programu nauczania do ograniczonej o połowę liczby godzin. Problem mają więc katecheci oraz uczniowie.

Czytaj więcej

Po lekturze programu edukacji zdrowotnej: Nauka budowy relacji to atut

Edukacja zdrowotna a obawy biskupów. Alarmujących list do rodziców

O ile jednak w przypadku redukcji lekcji religii episkopat wyraził stanowczy sprzeciw, o tyle w przypadku EZ postanowiono sięgnąć po znacznie mocniejsze środki.

Już 14 maja prezydium KEP wystosowało do wiernych alarmujący list, w którym wzywało rodziców do wypisania dzieci z tego przedmiotu: „Drodzy Rodzice! Przyszłość dzieci jest w Waszych rękach. Pamiętajcie, że jesteście w sumieniu przed Bogiem odpowiedzialni za ich prawidłowe wychowanie. Nie wolno Wam zgodzić się na systemową deprawację Waszych dzieci, która ma być prowadzona pod pretekstem tzw. edukacji zdrowotnej. W trosce o wychowanie i zbawienie, apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział Waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach”. Tak mocny i bezprecedensowy apel biskupów musi budzić niepokój każdego wiernego, wszak zagrożone jest zbawienie naszych dzieci! Co więc jest tak niebezpiecznego w EZ?

Biskupi wyjaśniają, iż „propaganda podkreśla, że w edukacji zdrowotnej chodzi o zdrowie uczniów, a tymczasem w istotnej swej części przedmiot ten zawiera treści dotyczące tzw. zdrowia seksualnego, których celem jest całkowita zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości. (...) Takie ujęcie ludzkiej seksualności [oderwane od kontekstu małżeństwa i rodziny – przyp. JS] zagraża prawidłowemu rozwojowi osobowemu dziecka i stawia pod znakiem zapytania przyszłość demograficzną naszego kraju”.

Reklama
Reklama

Dowiadujemy się również, że uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji. „Edukacja zdrowotna wprowadza do szkoły genderową koncepcję płci. Nie wspiera młodych ludzi w zaakceptowaniu swojej płci biologicznej. Przeciwnie, zachęca dzieci i młodzież do odrzucenia swej kobiecości lub męskości. Otwiera w ten sposób drogę do tego, aby dziewczęta identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy identyfikowali się jako dziewczęta”.

Powyższe argumenty w opinii wielu specjalistów nie znajdują odzwierciedlenia w podstawie programowej. Zdają się raczej echem dyskusji dotyczącej standardów edukacji seksualnej WHO. Zresztą sami biskupi złagodzili swoje stanowisko w kolejnym (sic!) apelu, datowanym na 27 sierpnia: „W programie zajęć z edukacji zdrowotnej są treści wartościowe, takie jak troska o zdrowie fizyczne, higienę psychiczną czy rozpoznawanie zagrożeń. Jednak są też treści, które nie są zgodne z wiarą katolicką i narażają dzieci i młodzież na ryzyko poważnych niebezpieczeństw, mogących wpływać na całe ich życie, a także życie rodziny”. Dlatego wciąż zachęcają do wyrażania braku zgody na uczestnictwo w zajęciach, proponując wzór oświadczenia.

Biskupi obawiają się seksualizacji dzieci. Mają rację?

Lektura obu listów pozwala stwierdzić, że biskupi obawiają się seksualizacji dzieci i wprowadzenia treści dotyczących tożsamości płciowej oraz środowiska LGBTQ+. Czy jest to obawa słuszna? I tak, i nie.

Tak, ponieważ powyższe kwestie powinny podlegać szerokim konsultacjom społecznym, a ich efektem powinien być szeroki konsensus, lub przynajmniej możliwie daleki kompromis. Bez tego elementu proces legislacyjny jest ułomny. Nagła likwidacja WdŻ (po 26 latach!), które było pozytywnie oceniane przez ekspertów, oraz pośpieszne wprowadzenie nowego przedmiotu, do którego ani nie ma jeszcze podręczników, ani nauczyciele nie zostali odpowiednio przeszkoleni, budzi istotne wątpliwości.

Nie, ponieważ w obecna podstawa programowa EZ nie daje powodów do formułowania tak daleko idących obaw. Co więcej, kadra nauczycielska nie jest bezwładnym narzędziem w rękach ideologów. Fundacja „Ja, Nauczyciel” wystosowała do KEP list otwarty sprzeciwiający się insynuowaniu, jakoby nauczyciele mieli brać udział „w działaniach ideologicznych sprzecznych z wartościami rodzinnymi”. Przecież to często te same osoby, które prowadziły popierane przez episkopat WdŻ czy religię. Okazuje się jednak, że w wielu ośrodkach nauczyciele poddawani są różnego rodzaju naciskom ze strony środowiska związanego z Kościołem, aby w żadnym razie nie podejmowali się nauczania EZ… Celem jest więc bojkot EZ.

Czytaj więcej

Edukacja zdrowotna w szkołach. MEN rusza z kampanią informacyjną
Reklama
Reklama

Edukacja zdrowotna. W szkołach katolickich rodzice masowo wypisują dzieci z nowego przedmiotu

Najbardziej jednak dziwi mnie podejście wielu szkół katolickich, w których rodzice masowo wypisują dzieci z nowego przedmiotu. Skoro sami biskupi twierdzą, że w programie nauczania edukacji zdrowotnej są treści wartościowe, a kontrowersje dotyczą 10 proc. podstawy programowej, to w szkole katolickiej można byłoby zapewnić, że wszystkie wrażliwe tematy omawiane będą zgodnie z nauczaniem Kościoła. W szczególności seksualność nie byłaby oderwana od miłości i rodziny, a nauka tolerancji wobec osób LGBTQ+ prowadzona byłaby bez promowania „wizji seksualności” niezgodnej z nauką Kościoła. Wybrano jednak drogę totalnego sprzeciwu. Tym samym dzieci nie będą miały ani WdŻ, ani EZ. A przecież bezsporne jest, że 90 proc. treści EZ jest wartościowa! Może lukę wypełnią rodzice, a może nie.

Można w tym miejscu zadać pytanie, czy nie sprytniej, ale też rozsądniej byłoby zachęcić katechetów, szczególnie tych pozbawionych przez MEN części godzin, i innych nauczycieli identyfikujących się z nauczaniem Kościoła, aby podjęli się prowadzenia EZ? Dawaliby swoistą rękojmię, że nie będą promować treści kontrowersyjnych, przemycać złowrogich ideologii, a kwestie wrażliwe będą mogli omawiać w odpowiednim kontekście. Jeśli rzeczywiście ministerstwo, wprowadzając EZ, miało niecne motywacje, to taki zabieg wytrąciłby mu oręż z rąk. Jednocześnie dzieci miałyby zapewniony dostęp do 90 proc. bezsprzecznie wartościowych treści.

Jeśli doświadczenie osób, które zdecydują się uczestniczyć w EZ będzie pozytywne, a obawy okażą się nieuzasadnione, autorytet władz Kościoła znacznie ucierpi. Z tak mocnych środków należy korzystać bardzo ostrożnie, ponieważ szybko tracą swą wagę

Warto podkreślić, że biskupi sięgnęli po argumenty największego kalibru. Czy aby nie strzelili z armaty do muchy? Jeśli doświadczenie osób, które zdecydują się uczestniczyć w EZ będzie pozytywne, a obawy okażą się nieuzasadnione, autorytet władz Kościoła znacznie ucierpi. Z tak mocnych środków należy korzystać bardzo ostrożnie, ponieważ szybko tracą swą wagę. Gdy pojawi się naprawdę istotne zagrożenie dla kwestii wiary lub moralności, głos biskupów może nie zostać już usłyszany. Co więcej, KEP trafił rykoszetem w nauczycieli, z których część czuje się niesłusznie zaatakowana, a tym samym zaufanie pedagogów (i nie tylko ich) do biskupów zostało co najmniej osłabione.

Mamy tu też do czynienia ze specyficznym referendum. Pod koniec września dowiemy się, jaki procent uczniów uczestniczy w lekcjach EZ. Zapewne dokonywane będą analizy dotyczące poszczególnych miast i województw. Możliwe, że prezydium KEP odnotuje, że zdecydowana większość uczniów zrezygnowała z EZ. Warto jednak wtedy porównać te dane z uczestnictwem w lekcjach religii (w Warszawie średnio 42 proc., w tym w liceach ok. 30 proc.), ponieważ może się okazać, że brak zgody na uczestnictwo w lekcjach edukacji zdrowotnej wcale nie wynika z wysłuchania apelu biskupów, ale po prostu z wygody.

Reklama
Reklama

Autor jest radcą prawnym, mediatorem

Czytaj więcej

Podcast „Rzecz w tym”: Edukacja. Religii zrobiono kiedyś krzywdę

„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10,16), czyli o skuteczności

Do 25 września można wyrazić brak zgody na uczestnictwo w lekcjach edukacji zdrowotnej (EZ). To jednak coś więcej niż zwykłe oświadczenie. To głos „za” lub „przeciw” obecnemu rządowi, a przynajmniej wiele osób tak tę decyzję traktuje. Niestety, ofiarami sporu politycznego są dzieci, które zostały uwikłane w partyjne przepychanki. Przecież program nauczania powinien być przedmiotem szerokiego konsensusu. Czy jednak w spolaryzowanym społeczeństwie możliwa jest rzeczowa dyskusja? Czy logika i racjonalne argumenty muszą ustępować przed przynależnością do danego stronnictwa? Z obu stron padają argumenty i zarzuty o najwyższym ciężarze gatunkowym. Minister Barbara Nowacka w Sejmie stwierdziła, że przeciwnicy EZ „działają na rzecz pornolobby”. Z kolei biskupi apelują o wypisywanie dzieci z EZ w trosce o zbawienie! Eskalacja zdaje się sięgać kresu. Nie wiadomo, kto ostatecznie wygra tę rozgrywkę, ale z pewnością, poza dziećmi, przegraną jest również praworządność.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Trybunalskie fantasmagorie
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Zapamiętamy wasze czyny
Rzecz o prawie
Robert Damski: W polskim wydaniu Temida powinna trzymać awizo
Rzecz o prawie
Katarzyna Batko-Tołuć: Przesłuchania publiczne to odważny sposób na współczesne problemy
Rzecz o prawie
Michał Romanowski: Kwadrans o filozofii praworządności
Reklama
Reklama