Poczta Polska próbowała zablokować realizacje umowy na obsługę korespondencji sądowej i prokuratorskiej przez spółkę PGP. Jak podał Ogólnopolski Związek Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych roszczenia zostały oddalone, a zdaniem sądu unieważnienie umów jest niemożliwe.
Wygranie przez PGP przetargu było dla Poczty Polskiej prawdziwym szokiem. Zresztą nie tylko dla niej, ponieważ po mediach rozlała się fala zdziwienia – jak to listy mamy odbierać w sklepie monopolowym? A cóż w tym takiego dziwnego? W wielu krajach normą jest łączenie usług pocztowych z zasady systematycznie tracących na znaczeniu z innymi – tylko w ten sposób placówka jest w stanie przetrwać.
Zresztą Poczta Polska też próbowała rozwijać sprzedaż niestandardowego asortymentu, stając się głównie obiektem żartów. Do dzisiaj jestem w posiadaniu nieprawdopodobnie wręcz brzydkiego drewnianego przybornika na biurko kupionego mi przez znajomych po obronie pracy magisterskiej właśnie na Poczcie. Nie da się go porównać chyba z niczym, poziom brzydoty zbliża go niemal do dzieła sztuki.
Może właśnie takie przegrane przetargi na tyle mocno wstrząsną strukturą Poczty, że w końcu zrozumie iż to firma jest dla klientów, a nie odwrotnie. W nowych placówkach widać zmiany – nie tylko w wystroju, ale również w podejściu pracowników, którzy potrafią nawet sami zaproponować pomoc. Jednak w tych standardowych nic się nie zmieniło – pracownik w okienku kontakt wzrokowy z klientem nawiązać może chyba tylko w razie zagrożenia życia. Porozumiewają się z nim monosylabami i ciągle są tak zajęci, że nawet w pustej placówce trzeba czekać aż ktoś zwróci na nas uwagę.
Czy zatem w monopolowym jest gorzej? Niekoniecznie, a w końcu od czegoś zmiany muszą się zacząć.