Odpowiedzi jednoznacznej właściwie nie ma.

Mieliśmy na przykład parę lat temu falę frustracji, że omijają nas wielkie inwestycje motoryzacyjne. Koncerny wybierają Słowację, Czechy, a nawet pogrążone w gospodarczym rozgardiaszu Węgry, ale nie Polskę. Teraz sytuacja nieco się zmieniła, pojawiły się chociażby przedsięwzięcia Volkswagena. Rośniemy w rankingu „Doing Business". Ale jednak dużo nas ominęło.

Właśnie. Polska jest krajem sukcesu gospodarczego. Ale nikt nie policzył, o ile tenże sukces mógłby być większy. Ile straciliśmy szans i ile pieniędzy. O ile lepiej mogłyby się rozwinąć polskie firmy i inwestycje zagraniczne, gdyby nie bolączki znane zresztą i zdefiniowane od lat: koszmarne przepisy podatkowe i aparat skarbowy, niejasne prawo, biurokracja, niesprawne sądy, kwestie infrastrukturalne. Stała litania narzekań biznesu? Polacy tak mają? Być może. Tylko z jakichś powodów nie trafiła do nas również poważna porcja biznesu zza granicy, który postanowił szukać swojej szansy za miedzą.

Biznes nie znosi próżni, a Polska nie jest samotną wyspą, choćby najzieleńszą. Czy tego chcemy, czy nie, uczestniczymy w brutalnym wyścigu o sukces gospodarczy, także z najbliższymi sąsiadami. Atutami naszego kraju od zawsze były duży rynek wewnętrzny i niskie koszty pracy. Ale nasi sąsiedzi potrafią nas przebić chociażby bardziej przyjaznymi rozwiązaniami prawnymi czy poziomem e-administracji. Owszem, są to w większości kraje o nieporównywalnie mniejszym od Polski potencjale. Tylko że także w większości należą do tego samego organizmu wspólnego rynku co nasz kraj. I z tego punktu widzenia biznesowi to właściwie wszystko jedno, czy będzie działał u nas, czy za niewidoczną prawie granicą, skoro tam są lepsze warunki.

Co więcej, pokusa ta dotyczy również polskich przedsiębiorców. A przeniesienie firmy, nawet z zabudowaniami fabrycznymi, naprawdę nie stanowi dzisiaj żadnego problemu.