Wsparcie finansowe to jednak za mało.
To może być największy kryzys polskiej branży mięsnej, z jakim będziemy musieli zmierzyć się po 1989 roku. Znacznie bardziej poważny niż ptasia grypa czy embargo rosyjskie w 2005 roku. Wszystkiemu winna jest choroba zwana afrykańskim pomorem świń. Budzi powszechny postrach, mimo że nie jest zagrożeniem dla ludzkiego zdrowia.
Problem dotyka całej Unii Europejskiej, ale Polska jest w szczególnej sytuacji, bo wykryto u nas dwa przypadki pomoru. A to sprawia, że naszego mięsa nie chce już nie tylko Rosja, ale także np. kraje azjatyckie. Przy okazji część kontrahentów wstrzymuje się z zakupem naszego drobiu, który z chorobą świń nie ma nic wspólnego.
Branża domaga się pomocy od państwa i Brukseli, także materialnej. Na przykład Unia Pracodawców i Producentów Przemysłu Mięsnego chce uruchomienia dopłat interwencyjnych do sprzedawanych tuczników w wysokości 100 zł do każdej sztuki przez 6 miesięcy począwszy od 1 marca 2014 roku.
Wsparcie dla jednej grupy zawsze budzi kontrowersje. W przypadku rolników mogą być tym większe, że należą oni do najmocniej wspieranych przez UE oraz państwo, np. poprzez dopłaty bezpośrednie i zastrzyki finansowe dla KRUS. Argumenty wprowadzenia dodatkowej pomocy muszę więc mieć konkretne podstawy.