Zezwoli inwestorom najdłużej tam obecnym na cięcie zatrudnienia w razie dekoniunktury – bez ryzyka utraty zwolnień podatkowych. Wcześniej przedłużył działanie stref z 2020 do 2026 r. Blisko 200 tys. nowych miejsc pracy to mocny argument za ścieleniem inwestorom czerwonego dywanu.

A mnie się marzy, by z równą atencją rząd traktował wszystkie firmy w Polsce. Zróbmy z całego kraju jedną wielką specjalną strefę ekonomiczną. Może niekoniecznie ze zwolnieniami podatkowymi, ale taką, gdzie jest po prostu normalnie i nie utrudnia się przedsiębiorcom działalności.

Jest co poprawiać, choćby procedury przy rejestracji firm. W wiele lat po epokowym wynalazku jednego okienka w tej dyscyplinie zajmujemy dalekie 116. miejsce w świecie. Wpis do KRS, uzyskanie NIP, REGON i zgłoszenie do ZUS zajmuje 30 dni, trzy razy dłużej niż przeciętnie w innych krajach OECD, wynika z zestawienia „Doing Business" Banku Światowego. Nawet koszt startu firmy – jeśli odnieść go do przeciętnego dochodu w kraju – jest u nas trzy razy większy.

Każda firma musi mieć zapewnioną dostawę energii elektrycznej. W Polsce przyłączenie kabla zajmuje aż 161 dni (w OECD niemal o połowę krócej). Pod tym względem jesteśmy na 137. pozycji w świecie! Tak działają firmy energetyczne w Polsce. Jeśli walczyć z  biurokracją, to także tam. I oczywiście w urzędach skarbowych. Wedle Banku Światowego policzenie VAT, CIT i składek ZUS zajmuje polskiemu przedsiębiorcy aż 286 godzin rocznie (w OECD 175). Daje nam to dalekie 113. miejsce w świecie.

Naprawdę jest co poprawiać. Dlatego apeluję do polityków, którym bliska jest gospodarka: stwórzcie w Polsce jedną wielką specjalną strefę ekonomiczną. Strefę normalności. Przedsiębiorcy to docenią. Wszyscy, nie tylko ci z SSE.