Rz: Aviva rozwijała się w 2013 r. w Polsce mimo trwającej wojny cenowej. Jakim cudem?
Rzadko kto może się dziś pochwalić ponad 40-proc. wzrostem wartości nowego biznesu w ubezpieczeniach na życie i emerytalnych, a nam się to udało. Sukces zawdzięczamy przede wszystkim świetnie zorganizowanej sieci sprzedaży – współpracujemy na wyłączność z ponad 2 tys. agentów ubezpieczeniowych. Wciąż rekrutujemy nowych – w ubiegłym roku było to kilkaset osób. Staramy się korzystać ze wszystkich głównych kanałów sprzedaży ubezpieczeń i produktów inwestycyjnych.
Wiele firm ma rozbudowane sieci sprzedaży, a jednak trudno im sprzedawać polisy niechętnym dobrowolnym ubezpieczeniom Polakom.
Polacy wolno, bo wolno, ale bogacą się i jednak coraz więcej z nich myśli o zabezpieczeniu siebie i bliskich na przyszłość. Poza tym co roku na rynek wchodzi 200–300 tys. młodych ludzi, którzy zaczynają zarabiać, zakładają rodziny – to także nasi potencjalni klienci. Poza tym nie sprzedawaliśmy produktów inwestycyjnych z wysokimi opłatami likwidacyjnymi, które teraz Polakom źle się kojarzą. Nie chcieliśmy tego robić, bo część z nich jest tak skonstruowana, że klient nie miał prawa na nich zarobić. Nazwa naszej firmy nie występuje więc w zderzeniu z negatywnymi informacjami dotyczącymi tego rodzaju produktów, co też działa na naszą korzyść.
Skoro Polacy nie mogą już raczej liczyć na emeryturę kapitałową z OFE, będziecie promować III filar?