Wzrost gospodarczy ostatnich 20 lat znaczne skrócił nasz dystans do Zachodu. Staliśmy się jednym z najbogatszych krajów transformujących gospodarkę. Niemniej poziom życia nadal znacznie odbiega od brytyjskiego czy niemieckiego. To skłania tysiące młodych Polaków do emigracji. Dlatego w ślad za prof. Grzegorzem Kołodką („Kto jest dobrym ekonomistą?" – „Rz" z 3 marca) powtórzmy, że utrzymywanie wysokiego tempa wzrostu PKB powinno być podstawowym (choć niejedynym!) zadaniem rządu na najbliższe lata. Bo to różnice w poziomie dobrobytu decydują o kierunku emigracji. ?Czy Polska będzie w stanie utrzymać wystarczająco wysokie tempo wzrostu, by szybko zmniejszać dystans do najbogatszych? Gdy wstrzymany zostanie napływ funduszy unijnych i przestaniemy korzystać z „premii zapóźnienia", staniemy przed niebezpieczeństwem spowolnienia wzrostu.
Do przezwyciężenia tego ryzyka konieczne jest stworzeniu wewnętrznych mechanizmów stymulujących rozwój. Tego nie da się zadekretować, zmiany muszą wynikać z działań przedsiębiorstw i konsumentów. Konieczne są mocniejsze bodźce skłaniające podmioty gospodarcze do inwestowania, innowacyjności i zwiększania efektywności.
Dotychczasowe rządy miały dziesiątki koncepcji programowych, ale zwykle poprzestawały tylko na propozycjach reform. Cóż, politycy – jak zauważa prof. Jerzy Hausner – mają zwyczaj dzielić problemy na dwie grupy: te nierozwiązywalne i te, które rozwiązują się same.
Premier Donald Tusk mówił, że rząd nie jest od tego, by ludzi bolało. Ale polityka „ciepłej wody w kranie" w wyniku dryfu rozwojowego doprowadzi do tego, że wody po prostu zabraknie lub stanie się ona ledwo letnia. Dlatego konieczne jest dopracowanie długofalowej wizji strategii rządu, wyznaczenie celów pośrednich i wprowadzanie reform. Wymaga to odwagi politycznej.
Politycy patrzą na świat w bardzo krótkim horyzoncie czasowym i czują niechęć do działań negatywnie postrzeganych przez wyborców. Tymczasem z badań Alberta Alesiny z Uniwersytetu Harvarda czy Allana Drazena z Uniwersytetu w Maryland wynika, że obniżanie wydatków publicznych nie musi wcale zmniejszać szans na reelekcję. Wręcz przeciwnie, utrzymywanie wysokiego deficytu może działać negatywnie na wyborcze perspektywy urzędujących polityków. Do podobnych wniosków dochodzi wielu innych autorów badających polityczne efekty reform ekonomicznych. W świetle takich badań reformator z wizją zmian nie jest skazany na klęskę wyborczą. Może oznacza to, że politycy powinni przemyśleć swoją niechęć do reform?