Mój - w założeniu krótki - epizod z ponoć przyjaznym obywatelowi systemem ePUAP (Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej) nabiera nieomal rozmachu filmowej serii z dzielnym Johnem McClane'm.
Nowy zwrot sytuacji to interaktywność. Czyli, że już nie tylko piszę do jakiegoś Urzędu, ale On próbuje mi odpowiedzieć. I tu akcja się zagęszcza. Ale po kolei.
Nieco ponad rok temu (23.04.2013) pisałem o perypetiach z rezygnacją z konta w jednym z e-sklepów [http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/1002939-Zlote-wyprzedaze-jak-zlota-klatka.html]. Wspomniałem, że niemal trzy miesiące wcześniej (28.01.2013) za pośrednictwem systemu ePUAP poprosiłem o pomoc UOKiK. W dniu pisania komentarza sprawdziłem konto w ePUAP i żadnej aktywności ze strony Urzędu nie zauważyłem.
O sprawie zapomniałem, bo ile można czekać na odpowiedź w sprawie pewnie dla wielkiego Urzędu błahej (w filmie kamera odpływa w bok, obraz się rozmywa, pokazując upływ czasu, po czym po chwili znów wyostrza w nowym ujęciu).
O ePUAP przypomniałem sobie teraz. Bo przecież można za w nim zgłosić chęć pozostania w OFE. Zalogowałem się więc dziś. Z zainteresowaniem spojrzałem na cyferkę 1 wyświetlającą się przy linku 'powiadomienia'. Odżyła we mnie nadzieja, że to może UOKiK o mnie pamiętał.