Apel o realizm w sprawie Ukrainy i Rosji

Przy budowie bieżącej polityki w odniesieniu do Rosji?i Ukrainy powinniśmy myśleć nie w kategoriach miesięcy, ale przynajmniej pięciu, może nawet dziesięciu lat. Dziś oba te kraje nie są partnerami wiarygodnymi – pisze ekonomista.

Publikacja: 16.05.2014 08:55

Apel o realizm w sprawie Ukrainy i Rosji

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Głosowania w niedzielę 11 maja w okręgach donieckim i ługańskim na Ukrainie nie są i nie mogą być oficjalnie uznane za wiążące dla władz w Kijowie czy dla społeczności międzynarodowej, ale też nie mogą być i z czasem nie będą przez nikogo ignorowane.

Podobnie jak nie może być ignorowane wcześniejsze kolejne przejmowanie władzy lokalnej przez miejscowych separatystów, połączone z przechodzeniem na ich stronę znacznej części lokalnej policji i administracji.

Patrzeć na fakty

Duża część polityków polskich i znaczna część analityków środków masowego przekazu nie przyjmuje jeszcze do wiadomości tych dość kluczowych faktów, obarczając Rosję i prezydenta Władimira Putina niemal całkowitą odpowiedzialnością za taki rozwój wydarzeń.

Taka nierealistyczna ocena sytuacji prowadzi ich do mocno krytycznej oceny polityki Unii Europejskiej, szczególnie Niemiec. Wysuwa się żądania udzielenia Ukrainie pomocy gospodarczej porównywalnej do tej, jaką otrzymały kraje strefy euro: Grecja, Irlandia i Portugalia, to znaczy jakieś pięć razy większej niż faktycznie przyznana.

Równocześnie proponuje się nałożenie na Rosję sankcji gospodarczych na skalę dostatecznie dużą, by zmusić ten kraj do odstąpienia od polityki popierania separatystycznych dążeń na Ukrainie.

Opóźnienie w akceptacji faktów z pewnością Ukrainie nie pomoże, może natomiast prowadzić do izolacji Polski w UE.

Chociaż zasada poszanowania integralności terytorialnej państw powinna być ściśle przestrzegana (zajęcie Krymu jest niedopuszczalnym aktem agresji), to w dzisiejszym mocno integrującym się świecie granice państwowe mają mniejsze znaczenie gospodarcze niż dotąd, a będą miały jeszcze mniejsze znaczenie w przyszłości. Dzisiaj głównym konkurentem politycznym dla Rosji jest cywilizacja euroatlantycka. Ale z czasem poważniejszym konkurentem mogą być i zapewne będą Chiny, bo konkurentem z aspiracjami zagospodarowania niemal pustych przestrzeni na wschód od Uralu.

Celem UE o znaczeniu strategiczno-obronnym powinno być zmniejszenie dochodów Rosji, głównie przez obniżenie cen nośników energii

Za 30–50 lat także Rosja, w zasadzie kraj europejski, może chcieć być członkiem UE, może nawet chcieć być w NATO. W takim razie nie należy przywiązywać nadmiernej wagi do pojawienia się „niezależnych republik", takich jak Naddniestrze, Abchazja czy być może Ługańsk i Donieck. Pojawienie się takich nowych tworów, przynajmniej na razie, nie stanowi zagrożenia dla państw ościennych, a może poprawić poczucie tożsamości lokalnej ludności.

Ukraina potrzebuje reform

Przy budowie polityki bieżącej w odniesieniu do Rosji i Ukrainy powinniśmy myśleć nie w kategoriach miesięcy, ale przynajmniej pięciu, może nawet dziesięciu lat. Dziś oba te kraje nie są partnerami wiarygodnymi.

W przypadku Ukrainy wiemy, że to był przez ostatnie 20 lat i chyba nadal jest tzw. worek bez dna. Zbudowanie efektywnej administracji i wypalenie zjawiska masowej korupcji to zadania na lata. Tego nie może zdziałać pomoc zewnętrzna. To muszą zrobić sami Ukraińcy.

Jest więc mało prawdopodobne, aby Ukraina dotrzymała warunków porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w ciągu najbliższych dwóch lat. Jeśli nie dotrzyma, to nawet ta stosunkowo skromna pomoc zostanie zawieszona. Pomoc zewnętrzna to tylko kroplówka, która ma utrzymać organizm gospodarczy przy życiu, dać rządzącym czas na odbudowę zdolności obronnej. Tę zdolność mogą dać różnego rodzaju mocne reformy i mądre przywództwo polityczne. Pomoc zewnętrzna, aby była efektywna, musi być warunkowa. O tym, jak dużo może kosztować bezwarunkowa pomoc zewnętrzna, świadczy przypadek dawnej NRD, która od 1990 r. otrzymała zasilenie w wysokości prawie 2 bln euro. W przypadku Ukrainy, kraju mniej więcej trzy razy większego od dawnej NRD, pomoc w tej lub podobnej skali nie wchodzi w grę.

W przypadku Rosji mamy problem poważniejszy, ze względu na rosnący potencjał militarny i ostatnio mocno konfrontacyjne ambicje polityczne jej przywódców, także ze względu na wykorzystywanie eksportu surowców energetycznych jako ważnego instrumentu do realizacji tych ambicji.

Jeśli potraktować zagrożenie militarne z ich strony poważnie, a chyba tak należy robić, to usytuowanie dwóch amerykańskich brygad w Polsce byłoby zupełnie nieadekwatną odpowiedzią. Wiemy przecież , że 30–40 lat temu plany radzieckich marszałków zakładały zniszczenie przede wszystkim baz wojsk amerykańskich przy użyciu broni jądrowej, a z kolei plany obronne NATO zakładały zniszczenie baz radzieckich, także tych w Polsce. Myślenie strategiczne wojskowych jest zapewne podobne w czasach dzisiejszych. Zagrożenie militarne nie jest jednak specjalnie duże, choćby ze względu na skalę wydatków wojskowych państw NATO.

Prawdziwe problemy

Problemem nr 1 jest nadmiernie duża zależność Polski i wielu innych krajów UE, także Ukrainy, od importu z Rosji ropy i gazu. To problem dobrze znany od lat, ale dopiero agresywne działania Rosji w ostatnich kilku latach pobudziły polityków UE, w tym Polski, do poszukiwania adekwatnej reakcji. W tym przypadku chodzi nie tylko o stworzenie unii energetycznej, ale także – a nawet przede wszystkim – o istotne zmniejszenie importu energii z Rosji. Zbudowanie sieci rurociągów z Rosji do Chin wymaga lat. Ponadto Chiny mają też gaz łupkowy w skali prawdopodobnie porównywalnej do tej , jaką dysponują USA.

Celem długofalowym UE o dużym znaczeniu gospodarczym i strategiczno-obronnym powinno być znaczne zredukowanie dochodów Rosji, głównie przez obniżenie cen nośników energii. Takie ograniczenie dochodów przełoży się bowiem na mniejsze wydatki militarne Rosji i większą jej skłonność do współpracy gospodarczej i politycznej.

Osiągnięcie tego celu może jednak wymagać większej niż wykazywana dotąd elastyczności krajów UE w obszarze wyboru metod wytwarzania energii elektrycznej. W. Brytania zdecydowała się na pójście w ślady Francji z budową kilkudziesięciu elektrowni atomowych nowej generacji. Polska ma do dyspozycji duże złoża węgla. UE produkuje tylko ok. 10 proc. światowej emisji CO2. Ten udział za ok. 20–30 lat wyniesie zaledwie ok. 5 proc., m.in. dzięki przestawieniu się w transporcie na napęd elektryczny i mniejszą rolę elektrowni węglowych.

Zatem pakt klimatyczny UE powinien pozwalać Polsce na budowę u nas elektrowni węglowych. Problemem teraz jest jednak wysoki koszt wydobycia węgla. Ale to problem wewnętrzny, z którym można i trzeba się szybko uporać.

—Autor jest głównym ekonomistą BCC? i członkiem korespondentem Polskiej Akademii Nauk; artykuł wyraża osobiste poglądy autora, niekoniecznie poglądy instytucji, z którymi jest związany

Głosowania w niedzielę 11 maja w okręgach donieckim i ługańskim na Ukrainie nie są i nie mogą być oficjalnie uznane za wiążące dla władz w Kijowie czy dla społeczności międzynarodowej, ale też nie mogą być i z czasem nie będą przez nikogo ignorowane.

Podobnie jak nie może być ignorowane wcześniejsze kolejne przejmowanie władzy lokalnej przez miejscowych separatystów, połączone z przechodzeniem na ich stronę znacznej części lokalnej policji i administracji.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację