Komisja Europejska sprawdziła, ile gazu mają w zapasie poszczególne kraje, na wypadek, gdyby nagle przerwane zostały dostawy z Rosji przez Ukrainę. Okazało się, że niewiele państw wzięło sobie do głowy ostrzeżenia, że obfity strumień rosyjskiego paliwa może nagle wyschnąć. Kraje takie jak Francja, Włochy, Holandia itd mają w magazynach rezerwy wystarczające na dwa tygodnie.

Komisja zarządziła więc, by zwiększyć zapasy tak, by starczyło na miesiąc przerwania rosyjskich dostaw. Gazprom zaczął dostawać więcej zamówień, Ukraina transportuje też więcej. A w międzyczasie oba kraje okopały się na swoich pozycjach  cenowych.

Komisji nie pozostało więc nic innego jak we własnym interesie przyprzeć Rosję do muru. Dziś komisarz Oettinger oświadczył, że stanowisko Unii w sprawie Gazociągu Południowego, zależeć będzie od stanowiska Rosji w sprawie ceny dla Ukrainy. Czyli, że jeżeli Moskwa da Kijowowi spodziewaną zniżkę, to Bruksela życzliwym okiem spojrzy na zwolnienie inwestycji spod przepisów Trzeciego pakietu energetycznego.

Takie postawienie sprawy pomoże wprawdzie Ukrainie dostać tańszy gaz, ale jednocześnie stoi w opozycji do forsowanej przez Polskę idei unii energetycznej, a także budowy „Południowego Korytarza" - gazociągu z Azji omijającego Rosję.

Może się więc zdarzyć tak, że broniąc interesów Ukrainy i walcząc o tańszy gaz dla Kijowa, strzelimy sobie sami w stopę. I myślę, że Rosjanie już o tym wiedzą.