Narastający skandal z udziałem członków rządu i prezesa Narodowego Banku Polskiego zdominował w poprzednim tygodniu nagłówki w polskich mediach. Upublicznione zostało nagranie spotkania szefa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem, podczas którego rozmawiają oni o odwołaniu Jacka Rostowskiego ze stanowiska ministra finansów. Spotkanie odbyło się w lipcu ubiegłego roku – trzy miesiące przed faktyczną dymisją Rostowskiego.
Pomijając już kwestię mało eleganckiego języka użytego przez prezesa banku centralnego w odniesieniu do członków rządu oraz własnej Rady Polityki Pieniężnej, prawdziwie niepokojące w całej sytuacji jest nieodparte wrażenie, że NBP i rząd potajemnie uzgadniają ze sobą swoje działania i politykę personalną.
Niezależność banku centralnego jest korzystna dla polityki gospodarczej, gdyż chroni bank przed naciskami politycznymi – co do tego nie ma wśród ekonomistów, a co za tym idzie – wśród osób decydujących o polityce gospodarczej, żadnych wątpliwości. Co jednak, gdy to sam bank jest podmiotem próbującym wywierać presję polityczną?
Pozycja banków centralnych
Poziom poparcia dla niezależności banków centralnych na świecie jest niemal bez precedensu. Jak powiedział trzy lata temu ówczesny członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Jürgen Star: „Niektóre elementy (przedkryzysowej makroekonomicznej – red.) struktury bez wątpienia przetrwają recesję. Jednym z nich jest coraz silniejszy i bardziej powszechny nacisk na niezależność banku centralnego".
Logika, która stoi za koniecznością zapewnienia niezależności banku centralnego, jest prosta. Autorzy tacy jak Kenneth Rogoff czy Robert Barro zachwalali niezależność jako sposób na powstrzymanie zapędów polityków do manipulowania polityką gospodarczą w celu osiągnięcia korzyści politycznych.