Rz: W ostatnich miesiącach żaden kraj nie domagał się tak stanowczo jak Kanada ukarania Rosji za jej agresję na Ukrainę. Czy sądzi pan, że aby odwieść Moskwę od ingerowania w wewnętrzne sprawy Ukrainy, potrzebne są kolejne sankcje?
Joe Oliver:
Wychodzimy z założenia, że jeśli niepodległość demokratycznego kraju jest naruszana przez agresywnego sąsiada, to wraz z sojusznikami musimy próbować temu zapobiec. Potrzebny jest sygnał jedności z Ukrainą, bo wszelkie oznaki słabości jej sojuszników mogą zostać przez Rosję odebrane jako pozwolenie – a nawet zachęta – do dalszej agresji, nie tylko na Ukrainę, ale też potencjalnie inne kraje. To, czy potrzebne będą kolejne sankcje, będzie zależało od tego, jak Rosja zareaguje na te, które zostały na nią nałożone dotychczas. Jeśli nie powstrzymają jej od ingerowania w sprawy Ukrainy, odpowiemy kolejnymi sankcjami.
Kanada konkuruje z Rosją w eksporcie surowców, m.in. gazu ziemnego. Stąd podejrzenia części komentatorów, że wychodzi przed szereg, jeśli chodzi o karanie Rosji, bo leży to w jej interesie.
Zapewniam, że nasza reakcja na konflikt na Ukrainie nie jest w żadnej mierze podyktowana względami ekonomicznymi. Na długo przed tym kryzysem geopolitycznym mówiłem, że Kanada może być wiarygodnym dostawcą surowców energetycznych dla głodnego ich świata. Deklarowałem to w Azji i Europie. Kanada musi dywersyfikować kierunki eksportu tych surowców, bo USA, dotąd największy ich odbiorca, dzięki gazowi i ropie z łupków stały się niemal samowystarczalne energetycznie. Z kolei Europa jest mocno uzależniona od dostaw gazu i ropy z Rosji i jak każdy inny region, który nie jest samowystarczalny energetycznie, powinna zdywersyfikować import. Wydarzenia na Ukrainie uwypukliły tę konieczność, ale przecież wiadomo o niej nie od dziś. Dlatego nie zgadzam się, że w jakikolwiek sposób zwiększają one możliwości eksportowe Kanady.