Nasuwa się też inny wniosek – drogi faktycznie są budowane, co jakiś czas nawet otwierane, ale niedługo potem na wielu z nich znów zaczynają się prace – tym razem remontowe.
Nie dość, że nasze autostrady z ruchem odbywającym się tylko dwoma pasami i tak są skłonne do częstego zatykania się, to na mniej lub bardziej cierpliwych kierowców czeka jeszcze koszmar płacenia przy bramkach. Oczywiście płatności stykowe nie są dostępne (chyba że coś się zmieniło w ostatnim czasie) i wszystko trwa niemiłosiernie długo. Stawki są za wysokie, a mimo to w cenie dostajemy jeszcze obowiązkowy postój, a nawet kilka. Jadąc A2 do Warszawy, można przeżyć szok – tak długo może zająć oczekiwanie na ostatniej bramce. Na domiar złego pojawi się jeszcze jedna bliżej miasta i stanie się kolejną atrakcją wymagającą długiej kontemplacji.
Korków na autostradach trudno uniknąć, czasami nie da się z nich uciec. Dlatego zbawienne jest korzystanie z różnorakich serwisów informujących o objazdach. Ale czy budujemy nowe drogi po to, żeby znów po dziurawych, ledwo utwardzonych dróżkach opłotkami zmierzać do celu? W desperacji pozostaje opcja podążania za samochodami z rejestracją z tego co my miasta, które zjeżdżają z zatkanej trasy na sobie tylko znany objazd. Czasami może to być ryzykowne. Znajomym zdarzyło się razem z innymi wierzącymi w cud-objazd wylądować pod jakimś domem w głębokiej głuszy. Może się odechcieć podróży autem, ale nasza kolej nie jest sensowną alternatywą dla dróg.