Albo mocz albo Gazprom

Są pozytywy konfliktu na Ukrainie. Do unijnych krajów w końcu dociera, że im mniej gazu od jednego dostawcy będą kupować, tym będą bezpieczniejsze.

Publikacja: 17.08.2014 13:22

Iwona Trusewicz

Iwona Trusewicz

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

Przez ostatnie dziesięciolecia Europa spokojnie spała ogrzewana gazem z Gazpromu, a udział tego jednego dostawcy w bilansie gazowym Unii rósł, by w ubiegłym roku osiągnąć 30 procent. Niby nie brzmi to groźnie, ale średnia nie oddaje sytuacji poszczególnych krajów. Wiele w nich - np. republiki bałtyckie, bałkańskich, Finlandia czy Słowacja cały potrzebny gaz kupowało i kupuje w Gazpromie. Polska w ubiegłym roku z kupionych za granicą 11,4 mld m3 aż 9,6 mld m3 kupiła w tym państwowym koncernie.

A Gazprom nie jest tylko wielkim producentem gazu. To narzędzie nacisku Kremla na nieposłuszne sobie kraje. To dostawca, który konsekwentnie oplata zajętą pomnażaniem swojego PKB Europę swoimi rurociągami. Do tego cena rosyjskiego gazu jest dziś najwyższa w Europie. Średnio o blisko 100 dol., aniżeli gaz który można kupić na europejskich giełdach.

Gdyby nie konflikt na Ukrainie, Unia spokojnie dałaby się wciągnąć w rurociągową sieć i wieloletnie kontrakty, z których wyplątanie się byłoby bardzo trudne i kosztowne. Teraz zaczyna się to zmieniać, nie tylko w krajach, które od dawna dostrzegały niebezpieczeństwo, jak Litwa.

Dziś Słowacja zaczęła próbne dostawy gazu na Ukrainę z kierunku odwrotnego.  Niemiecki RWE zapowiedział, że jest gotowy podwoić sprzedaż gazu dla Kijowa. Niemiecki E.ON największy dotąd odbiorca rosyjskiego gazu w sądzie będzie walczył z Gazpromem o niższą cenę. Litwa kończy w tym roku budowę swojego terminalu. Nawet Polska w końcu obudziła się z letargu i też naciska na wykonawców gazoportu w Świnoujściu.

Bruksela coraz mocniej domaga się od Waszyngtonu, by przyśpieszył eksport swojego taniego gazu z łupków do Europy. A poszczególne kraje zapełniają swoje podziemne magazyny gazem, tak jak nigdy dotąd.

Wydaje się, że są to zalążki rodzącej się gazowej solidarności. Ale też wzrostu świadomości, że przyzwolenie na wzrost udziału Gazpromu w europejskim rynku, właśnie uległo wyczerpaniu.

I żeby było jasne, nie chodzi mi o to byśmy rosyjskiego gazu nie kupowali. Kraj ten ma największe jego pokłady, ogromne doświadczenie wydobywcze i możliwości dostaw. Chodzi o to, by odbywało się to na zasadach rynkowych. Możemy rosyjski gaz kupować np. w prywatnym Novateku czy Łukoilu, pod warunkiem, że Kreml pozwoli tym koncernom na eksport, do tej pory zarezerwowany wyłącznie dla Gazpromu.

Kupujmy ten gaz, który będzie najtańszy, kupujmy u tych, którzy dostaw nie wiążą z polityką i miejmy takich dostawców jak najwięcej, by w razie czego nie pozostać z ręką w...Do tego musimy zwiększać własne wydobycie, a tutaj gaz łupkowy pozostaje jedyną alternatywą.

No chyba, że świat szybko rozwinie ogłoszoną niedawno technologię produkcji energii z ludzkich odchodów. Wtedy już o nic nie musimy się martwić. Źródło jest niewyczerpane i każdy ma je u siebie w łazience.

Opinie Ekonomiczne
Jak zaprząc oszczędności do pracy na rzecz konkurencyjnej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku