Niech ludzie sami decydują za siebie

Nie rozumiem troski szefa OPZZ o samozatrudnionych płacących najniższe składki na ubezpieczenie społeczne. Nikt im przecież nie zabrania płacić wyższych.

Publikacja: 25.08.2014 09:51

Niech ludzie sami decydują za siebie

Foto: Bloomberg

13 sierpnia w „Rzeczpospolitej" ukazała się rozmowa Bartosza Marczuka z przewodniczącym OPZZ Janem Guzem pod wymownym tytułem „Oskładkujmy wszystko". Rzecz dotyczyła oskładkowania umów o dzieło. Jak wynika z wywiadu, pan przewodniczący bardzo troszczy się o kondycję Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Jednak lekarstwa, które proponuje, stoją w sprzeczności z podstawową zasadą, że wolni ludzie mogą decydować sami o sobie. Tym samym przewodniczący OPZZ chce zaszkodzić (zapewne nieświadomie) grupie, o którą powinien dbać, czyli szeroko pojmowanym ludziom pracy (tak, wiem, osoba wykonująca dzieło nie jest pracownikiem, użyłem skrótu myślowego).

Od ponad roku pracuję w organizacji reprezentującej podmioty dostarczające finansowania zewnętrznego sektorowi małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP). W związku z tym bardzo często mam bezpośredni kontakt z ludźmi prowadzącymi malutki, mały lub średni biznes. Oni mówią wprost: nie zatrudnię nikogo do pomocy, ponieważ daniny publiczne z tym związane mnie zabiją. I nie wskazują tu na podstawę prawną tego potencjalnego zatrudnienia.

Szeroko pojmowana praca (nie tylko ta w ujęciu kodeksu pracy) jest w Polsce opodatkowana jak dobro luksusowe. Mówimy o kraju z zarejestrowanymi 2 mln bezrobotnych. Tymczasem co proponuje pan przewodniczący Guz? W skrócie: oskładkujmy wszystko, a w krótkim terminie umowy o dzieło – tam, gdzie jeszcze tego nie zrobiono. Czyli de facto domaga się zwiększenia kosztów związanych z uzyskiwaniem przychodu. Uzasadnieniem ma być troska o kondycję FUS.

Tyle tylko, że wpływy z tego tytułu byłyby, jak sądzę, niewielkie z punktu widzenia deficytu Funduszu. Czy następnym krokiem ma być generalne podniesienie wymiaru składki? Jeśli tak, to kandydatów na nowych członków OPZZ przewodniczący będzie mógł łatwiej znaleźć wśród bezrobotnych niż pracujących.

Obywatel prowadzony za rękę

Uderzające jest to, że przewodniczący Guz uważa Polaków za ludzi, których państwo powinno prowadzić za rękę tak długo, jak tylko się da, i to oczywiście po ścieżce prowadzącej do ustawowo zdefiniowanego szczęścia. Nie rozumiem troski o samozatrudnionych płacących najniższe składki. Nikt im przecież nie zabrania płacić wyższych. Są dorosłymi, wolnymi ludźmi i muszą mieć możliwość podjęcia swobodnej decyzji i poniesienia jej konsekwencji.

Prezesi podobno uciekają od płacenia składek. Jeśli nie łamią przy tym prawa, to cóż w tym złego? Otrzymają niższe świadczenie, ich wybór. Szczerze mówiąc, gdybym tylko mógł, także zrzekłbym się przyszłej (i niepewnej) emerytury, gdybym w konsekwencji nie był zmuszony odprowadzać składki do ZUS i OFE.

Pan przewodniczący doradza uczestnikom rynku pracy, aby pamiętali o swojej emeryturze i sytuacjach losowych. I właśnie tu dochodzimy do kwestii najważniejszej. Ludzie o tym myślą i pamiętają. Wyciągają wnioski i podejmują decyzje. W sposób wolny i świadomy, autonomicznie. I bardzo szkodliwe jest ograniczanie tego kolejnymi regulacjami prawnymi. Stoi to po prostu w sprzeczności z podstawowymi zasadami wolności.

Pan przewodniczący hołduje zasadzie: państwo wie lepiej, co jest dla obywatela najlepsze. To już w Polsce było przez 45 lat. Przemiany ostatnich 25 lat pokazały, że gdy Polakom pozwoli się działać, to i ludziom żyje się lepiej, i kraj zmienia się na plus. Nie wracajmy więc do starych wzorców, które, jak wszyscy pamiętamy, się nie sprawdziły.

Oskarżenia bez dowodów

Jak twierdzi pan przewodniczący, „firmy wciąż kombinują" ze składkami na ZUS od umów o dzieło. Mamy więc oskarżenie bez badań, dowodów etc. Mam sześcioletnie doświadczenie w pracach w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych. Nadal dziwi mnie jednak takie rzucanie oskarżeń pod adresem podmiotów, od których działalności zależy ogólny poziom życia w kraju, w tym przede wszystkim pracowników. I nie chodzi mi o to, aby pracodawców bezrefleksyjnie klepać po plecach. Trzeba piętnować nadużycia i karać je z całą surowością, ale wtedy, gdy rzeczywiście do nich dochodzi.

Z pewnością jest tak, że część umów o dzieło to w rzeczywistości przykrywka dla faktycznego stosunku pracy, i zgadzam się z przewodniczącym OPZZ, że jest to nieuczciwa konkurencja wobec innych przedsiębiorców. Od tego są jednak odpowiednie organy, aby z tymi zjawiskami skutecznie, ale z poszanowaniem zasad państwa prawa, walczyć.

Lekarstwo w postaci „oskładkowania wszystkiego" to strzelanie z armaty do wróbla. Odłamkami dostaną te osoby, które np. oprócz pracy na etacie dorabiają sobie na umowach o dzieło i po prostu nie chcą płacić z tego tytułu składek, bo nie widzą w tym celu ani sensu. Takie ich prawo, chcą same rozporządzać swoim dochodem i możliwie najmniej oddawać do dyspozycji państwa, nie wierzą bowiem, że ono zrobi to za nich lepiej.

Bez przedsiębiorczości ?nie ma pracy

W kontekście tego, że ZUS zaczął kwestionować wieloletnią praktykę form zatrudniania na podstawie umów o dzieło, pan przewodniczący stwierdził, że „Prawo nie jest w tym zakresie zmieniane, ale wreszcie ściśle egzekwowane". Tyle tylko że w ostatnich latach kolejne kontrole nie stwierdzały nieprawidłowości. Dziwny jest ten triumfalizm szefa OPZZ. Mamy bowiem kolejną odsłoną fiskalizmu państwa w stosunku do przedsiębiorców. Postulaty Jana Guza wpisują się w tę linię. Szkoda, bo w takim klimacie trudno prowadzić biznes i dawać zatrudnienie.

Niestety, ani państwo, ani związki zawodowe nadal nie chcą zrozumieć tego, że bez przedsiębiorczości nie ma pracy, rozwoju ani dobrobytu. A co najważniejsze, nie da się uchwalić ustaw o: wysokiej emeryturze, braku bezrobocia, powszechnej szczęśliwości. Tymczasem niektórym marzy się ustawa o jedynej słusznej linii postępowania obywatela ze swoimi dochodami.

Autor jest dyrektorem Biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych

13 sierpnia w „Rzeczpospolitej" ukazała się rozmowa Bartosza Marczuka z przewodniczącym OPZZ Janem Guzem pod wymownym tytułem „Oskładkujmy wszystko". Rzecz dotyczyła oskładkowania umów o dzieło. Jak wynika z wywiadu, pan przewodniczący bardzo troszczy się o kondycję Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Jednak lekarstwa, które proponuje, stoją w sprzeczności z podstawową zasadą, że wolni ludzie mogą decydować sami o sobie. Tym samym przewodniczący OPZZ chce zaszkodzić (zapewne nieświadomie) grupie, o którą powinien dbać, czyli szeroko pojmowanym ludziom pracy (tak, wiem, osoba wykonująca dzieło nie jest pracownikiem, użyłem skrótu myślowego).

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację