Jeśli bezpieczeństwo państwa będzie wymagało szybkich decyzji, np. o zwiększeniu dostaw broni, zakłady zbrojeniowe sprowadzone do roli poddostawców, będą musiały zwracać się o zgodę do zagranicznych dostawców. A ich interesy bezpieczeństwa nie zawsze muszą być identyczne z naszymi. Stoimy przed strategicznym zwrotem w rozwoju przemysłu zbrojeniowego. Są trzy scenariusze. Pierwszy wynika ze skali inwestycji. Ponad 100 miliardów złotych na rozwój sił zbrojnych daje nadzieję na wzrost potencjału przemysłu produkcyjnego.
Drugi scenariusz prowadzi nasz przemysł do powiązania z europejską bazą przemysłową i rynkiem uzbrojenia. Bez tego polityka bezpieczeństwa Unii nie uzyska zdolności wpływu na globalne przemiany. Europejska konsolidacja postępuje. Pozostawanie poza tym procesem grozi Polsce oderwaniem od wspólnych interesów bezpieczeństwa.
Trzeci scenariusz to mieszanina dwóch poprzednich oraz poszukiwanie związków z pozaeuropejskim rynkiem uzbrojenia. W obszarze techniki obronnej może on prowadzić do skoku jakościowego. Prowadzi jednak także do rozproszenia geograficznego naszych powiązań i jest obarczony dużym ryzykiem.
Który najlepszy?
Pierwszy scenariusz wydaje się najbardziej racjonalny i emocjonalnie bliski. Silny narodowy przemysł zbrojeniowy to większe poczucie bezpieczeństwa i oparcie armii na własnych zdolnościach produkcyjnych i modernizacyjnych. To eksport i silniejsza pozycja w procesach integracyjnych. To wiemy.
Powstaje pytanie: dlaczego ostatnie 25 lat dało tak mierne rezultaty? Pytanie staje się jeszcze bardziej palące, gdy porównamy efekty rozwoju przemysłu obronnego w dwudziestoleciu międzywojennym z ostatnim ćwierćwieczem. Wtedy, przy braku funduszy, kadry i wykształconej siły roboczej, powstało kilkanaście zakładów zdolnych do wielkoseryjnej produkcji na poziomie światowym. Do dziś stanowią trzon polskich zdolności produkcyjnych w dziedzinie broni i sprzętu wojskowego.