Rz: Od kilku miesięcy obserwujemy dramatyczną walkę o utrzymanie przy życiu Kompanii Węglowej. Część kopalń przeszła do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, część do Węglokoksu, a pozostałe mają działać w ramach zupełnie nowej spółki, do której pilnie poszukiwani są inwestorzy. Czy pana zdaniem ta operacja ma szansę powodzenia?
Niestety nie oceniam zbyt dobrze tego, że jedna państwowa spółka jest „sprzedawana" innej państwowej spółce. Wygląda na to, że Kompania Węglowa wykorzystała już wszystkie możliwości dotowania swojej działalności, takie jak zaliczki za sprzedaż aktywów czy przedpłaty od spółek energetycznych. Ten rok miał przynieść wielkie zmiany, ale wyraźnie widać, że jedynie kontynuowana jest wcześniejsza polityka dorzucania pieniędzy do kasy spółki, bez reform. W efekcie Kompania wyprzedaje węgiel po bardzo niskich cenach, a to niszczy całą branżę.
Kopalni Silesia ta agresywna polityka sprzedażowa rywali też doskwiera?
Oczywiście, gdyż mamy przez to problemy ze zbytem swojego węgla. Jeśli największy gracz na rynku, który wyznacza ceny, przy kosztach produkcji na poziomie około 12 zł za gigadżul (GJ) energii zawartej w każdej tonie węgla oferuje surowiec po 7,2–7,4 zł/GJ lub czasem nawet mniej – i to nie tylko ten ze zwałów, ale też z bieżącej produkcji – a średnia rynkowa wynosi około 9 zł/GJ, musi to przynieść katastrofalne skutki. Ten rok może zakończyć się naprawdę źle dla całej branży. Była przecież mowa o zmniejszeniu nadprodukcji, a dziś nic w tym kierunku się nie robi. W zamian obserwujemy psucie rynku ekstremalnie tanim węglem.
Spójrzmy na to z innej strony: gdyby był pan prezesem Kompanii Węglowej, nie wyprzedawałby pan zwałów tak tanio? Może dla tej spółki to jedyna szansa na przetrwanie?