Dopuszczają nawet możliwość zmiany prawa pocztowego, byleby się pozbyć InPostu.

Zastąpić go może w zasadzie tylko Poczta Polska. W efekcie wygląda to tak, jakby państwowi urzędnicy chcieli zmienić prawo, by kontrakt trafił w ręce państwowej spółki, a nie wybranej przez to samo państwo w przetargu spółki prywatnej.

Trudno się ministrom dziwić – odbieranie pism sądowych w kioskach czy, jak podkreślał kilka dni temu minister Halicki, warzywniakach nie buduje w oczach obywateli obrazu jakości i wiarygodności polskiego sądownictwa. Ale to przecież urzędnicy sami sobie i obywatelom zgotowali ten los. Przecież można było przewidzieć, że spółka nieposiadająca odpowiednio dużej własnej sieci agencyjnej będzie musiała znaleźć alternatywny sposób dostarczania przesyłek. A jeśli ma być tanio, to nie otworzy z dnia na dzień kilku tysięcy oddziałów i nie zatrudni tysięcy osób, tylko będzie musiała znaleźć bardziej ekonomiczne rozwiązanie.

Nie po raz pierwszy urzędnicy uznali, że tanio znaczy lepiej. Boleśnie przekonaliśmy się o tym kilka lat temu, gdy do realizacji wielomiliardowych kontraktów drogowych wybrano oferentów, którzy zadeklarowali, że zrobią to najtaniej. W efekcie mieliśmy głośne plajty, opóźnione inwestycje, budowlańców lądujących na bruku. A żeby oddać przejezdne drogi – i tak trzeba było dopłacać.

Nie może być tak, że państwo jest mądre po szkodzie. Państwo musi gwarantować obywatelom stabilność. Za błędne decyzje urzędników wszyscy musimy w końcu płacić. To zwykłe marnotrawstwo. Nie tylko pieniędzy, ale niejednokrotnie też czasu i zdrowia obywateli. Wiarygodność trudno wycenić. I byłoby dobrze, gdyby urzędnicy również o tym pamiętali.