Prowadzona od lutego 2015 r. przez prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) aukcja na częstotliwości pod internet mobilny w technologii LTE (800 MHz) zabrnęła tak daleko, że nie sposób dziś znaleźć choćby jednego optymistę wierzącego w jej rozstrzygnięcie. Operatorzy nie kryją, że pomijając dalsze konieczne koszty inwestycji, ceny za częstotliwości w niemożliwej do zakończenia licytacji osiągnęły taki poziom, że unieważnienie aukcji wydaje się jedynym rozwiązaniem.
Obecny stan odpowiada nielicznym, a na pewno jest szkodliwy dla Skarbu Państwa i dalszego rozwoju dostępu do internetu. Rozstrzygnięcie aukcji nie tylko doprowadziłoby do wzrostu przychodów budżetu (zapewnienie pieniędzy budżetowi nie jest jednak rolą regulatora), ale także byłoby katalizatorem inwestycji i wprowadziłoby szybki internet mobilny w znakomitej większości naszego kraju.
Jednakże patowa sytuacja związana z przebiegiem aukcji nie powinna przysłaniać pierworodnych jej grzechów. Być może, paradoksalnie, brak rozstrzygnięcia aż do teraz jest szansą na ponowne przemyślenie jej sensu i wymagań oraz rozsądne zaplanowanie zagospodarowania rzadkiego dobra, jakim jest pasmo radiowe, w koordynacji z innymi programami rozwojowymi i funduszami europejskimi.
Nie tylko białe plamy
Podstawowym grzechem pierworodnym aukcji jest obligatoryjne pokrycie siecią LTE prawie całego obszaru Polski przez operatorów, którzy zdobędą licencje na pasmo. Zgodnie z wymaganiami aukcji, jest to teren niemal 2400 spośród 2479 gmin w kraju, który z obszaru Polski wyłącza tylko gminy miejskie. Takie założenie oznacza, że w większości przypadków szybkim dostępem do mobilnego internetu zostaną objęte zarówno tzw. białe, jak i miejsca, gdzie zostanie on dostarczony także w inny sposób.
Obligatoryjne pokrycie internetem mobilnym powinno dotyczyć tych obszarów, na których nie ma szans na inne inwestycje. Kwintesencją złego zaplanowania wymagań aukcyjnych jest fakt, że obligatoryjne obszary pokrycia mobilnym internetem w 90 proc. przypadków pokrywają się z węzłami i zasięgiem lokalnych sieci szerokopasmowych budowanych z funduszy unijnych, których rozliczenie ma się zakończyć do końca 2015 r. (15 tys. km sieci lokalnych). Kolejne sieci dostępowe budowane w latach 2016–2020 z funduszy unijnych będą także pokrywać się z obligatoryjnym pokryciem LTE, bo będą korzystały z wcześniej wybudowanych węzłów szkieletowych sieci regionalnych. Mamy więc do czynienia z paradoksalną sytuacją, gdzie wykorzystanie środków unijnych ma niwelować białe plamy, ale w praktyce pokrywać się będzie z pokryciem obligatoryjnym finansowanym przez firmy prywatne (gdyby aukcja została rozstrzygnięta).