Niestety, nie zapomniał. Niestety dla przyszłych emerytów i całej gospodarki.
Propozycja prezydenta narusza równowagę systemu zabezpieczenia społecznego, i tak już chwiejną z powodu niskiej dzietności Polaków. Nasze bieżące składki są natychmiast wypłacane dzisiejszym emerytom. ZUS nie inwestuje ani grosza, zapisuje tylko na naszych kontach obietnicę wypłaty świadczeń w przyszłości.
Wartość tej obietnicy i wypłacalność systemu zależy przede wszystkim od liczebności młodszych pokoleń. A z tym jest fatalnie. Bo Polacy chcą mieć wyższe emerytury, ale nie chcą rodzić i wychowywać dzieci. Dlatego o ile dzisiaj jednego emeryta utrzymuje mniej niż czterech pracujących, o tyle w 2050 r. – jeśli ustawa prezydenta Dudy znajdzie poklask w tym lub przyszłym Sejmie – na każdego seniora będzie pracowała już tylko nieco więcej niż jedna osoba.
Dla przyszłych emerytów przyjęcie propozycji prezydenta Dudy oznaczałoby więc, że wypłacane im świadczenia będą drastycznie małe. Albo – niestety dla młodzieży dzisiaj startującej w życie zawodowe – składki i podatki poszybują ostro w górę. A najpewniej i jedno, i drugie. Prezydent Duda kupuje poparcie osób zbliżających się dziś do emerytury, wystawiając rachunek pracownikom, którzy w stan spoczynku przejdą za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt.
Jego propozycja to oferta szczególnie zła dla kobiet. Z reguły żyją one i pobierają emeryturę dużo dłużej niż mężczyźni. Jeśli składki będą płacić tylko do 60. roku życia, ich świadczenia będą drastycznie niższe niż mężczyzn.